– Wymieniłaś swoją rodzinę na spodnie! – krzyczała na mnie matka, kiedy odmówiłam im pomocy

Półtora roku temu w rodzinie mojego brata Armina wydarzyła się tragedia – w wieku 35 lat został wdowcem. Jego żona złapała jakąś infekcję w szpitalu po porodzie i w ciągu tygodnia odeszła.

Dziecku nic się nie stało, jest zdrowe. Dwójka starszych dzieci również.

Oczywiście, jest mi żal brata, ale czy to znaczy, że mam rezygnować ze swojego życia? Mam własne mieszkanie, nowoczesne i zadbane studio.

Mieszkam tam sama, choć mam chłopaka. Jest przyjezdny, nie ma własnego mieszkania, więc czasami nocuje u mnie. Planujemy ślub, mam nadzieję, że wkrótce, bo mi to obiecał.

Krótko mówiąc, wszystko byłoby w porządku, gdyby nie problemy Armina. Matka już mnie zamęczyła. Najpierw żądała, żebym pomagała bratu w domu – sprzątała i gotowała dla niego.

Potem – żebym zajmowała się jego dziećmi, rezygnując z własnych spraw. A teraz ostatecznie postanowiła, że muszę zabrać najstarszego do siebie.

– Nie poradzę sobie z trójką – oznajmiła matka. – Więc niech Kostuś pomieszka u ciebie. Chodzi już do szkoły, trzeba z nim odrabiać lekcje, a Armin nie ma na to czasu. W ogóle wyjeżdża z miasta na jakiś czas, dostał dobrą pracę w terenie.

Byłam w szoku:

– Jeszcze czego! A co ja mam z tym wspólnego? To przecież nie moje dzieci, tylko Armina. Niech je zabierze ze sobą. Albo chociaż Kostka. Sama mówisz, że jest już duży.

– Trzecia klasa! Gdzie on go zabierze?!

Oburzenie matki nie miało granic. Najpierw wylewała swoje żale na mnie. Ale najbardziej bolało mnie to, że zaczęła mi wyrzucać, iż mieszkam w swoim mieszkaniu. Poczułam się okropnie. Sami mi je kupili, a teraz nagle jestem winna? Czy to normalne?

Prawda jest taka, że kiedy Armin się żenił, rodzice też podarowali mu mieszkanie – dwupokojowe, w centrum miasta. Więc kiedy dorosłam, musieli kupić osobne lokum i dla mnie.

Remont został sfinansowany z pieniędzy Armina, ale sam zdecydował mi pomóc. W końcu jest moim starszym bratem. A teraz wygląda na to, że jestem mu coś winna.

Jednak jasno dałam matce do zrozumienia, że nie zamierzam tańczyć, jak mi zagra. Muszę budować własne życie i wolę przyjąć pod swój dach swojego chłopaka niż bratanka, z którym będzie masa problemów.

Powiedziałam jej to wprost. A ona nakrzyczała na mnie i oskarżyła o to, że wymieniłam rodzinę na spodnie.

Czyli mój chłopak to „spodnie”, a brat to biedak i nieszczęśnik, któremu wszyscy muszą pomagać.

Wszystko skończyło się prosto i szybko. Moja rodzina się ode mnie odwróciła. Armin wyjechał do pracy i teraz wysyła matce pieniądze na utrzymanie dzieci. Cała trójka została z nią.

A w moim mieszkaniu mieszka mój chłopak i jego kolega z rodzinnych stron, który niedawno przyjechał do naszego miasta i jeszcze nie znalazł innego lokum.

Wczoraj zadzwoniłam do matki, chciałam pożyczyć pieniądze do wypłaty, ale nawet nie chciała ze mną normalnie rozmawiać i oznajmiła, że nie ma wolnych środków.

Choć powiedziałam jej, że potrzebuję na jedzenie.

A przecież wiem, że Armin dobrze zarabia. Po co więc mnie okłamuje?

Taka jest sytuacja. To wszystko jest bardzo nieprzyjemne, ale skoro uznali, że jestem im obca, niech tak będzie.

Zobaczymy, kto miał rację.