Wszyscy krewni, przyjaciele i rodzice Anny od miesiąca proszą ją, żeby się nie rozwodziła. Codziennie powtarzają, że jeszcze tego pożałuje, a do jej męża już następnego dnia ustawi się kolejka. Niedawno opowiedziała mi wszystko o swoim małżeństwie i jestem jedyną osobą, która ją rozumie

Niedawno dowiedziałam się, że moja przyjaciółka Anna postanowiła rozwieść się ze swoim mężem. Trudno było mi w to uwierzyć, bo byli małżeństwem od 15 lat. Nigdy nie pomyślałabym, że coś takiego może ich spotkać.

Anna poprosiła swoich rodziców, aby pozwolili jej tymczasowo zamieszkać u nich z dzieckiem. Tymczasowo, czyli na pół roku, dopóki ona i mąż nie rozwiążą kwestii wspólnego mieszkania. Planują podział majątku.

Pewnego dnia Anna żaliła mi się, że poszła do rodziców zapłakana, ale nie znalazła u nich zrozumienia ani wsparcia.

– Zgody na rozwód nie dajemy, a jeśli mimo wszystko postanowisz to zrobić, nie licz na nas – powiedział od progu ojciec.

Anna myślała, że mama ją poprze:

– Mamo, jestem z nim nieszczęśliwa!

– Anno, czego ty w ogóle chcesz? Nie rozumiem! Twój mąż nie pije, nigdy nie powiedział ci złego słowa, ma dobrą pracę, wysoką pensję! Czego ci jeszcze potrzeba? – zdziwiła się matka.

– Tak, brak wad to już najwyraźniej główny priorytet – płakała niedawno u mnie w kuchni Anna. – Owszem, nigdy nie powiedział mi niczego obraźliwego, ale i niczego miłego też nie usłyszałam. A te jego uszczypliwe uwagi w moją stronę? Mamie przecież o tym nie powiem. Pensja? Tak, zarabia dużo, awansuje w pracy, tam go doceniają jako pracownika. Tylko że wydaje te pieniądze po swojemu: dziś kupi kurczaka, jutro zacznie remont łazienki – nie konsultuje się ze mną, nie podejmujemy decyzji wspólnie. Generalnie, nie mam żadnej stabilności.

Było mi żal Anny, widziałam, że potrzebuje z kimś porozmawiać o swoich uczuciach. Słuchałam jej uważnie, a ona kontynuowała:

– Żeby dał pieniądze na zimowy kombinezon dla dziecka, muszę udowodnić, że jest naprawdę potrzebny. Bo przecież stary wciąż jest dobry, a to nic, że trochę za krótki – to przecież tylko dziecko. Wszystkie moje inicjatywy tłamsi na samym początku: „nie poradzisz sobie”.

Niedawno Anna postanowiła zmienić pracę. Chciała objąć odpowiedzialne i dobrze płatne stanowisko. Miała nadzieję, że mąż zobaczy, że ona też coś potrafi, że jest osobą, którą warto szanować i z którą należy się liczyć.

Ale dziecko zachorowało, a mąż obiecał wrócić wcześniej z pracy i zająć się dzieckiem, żeby mogła przedstawić swój projekt. Nie dotrzymał jednak słowa. Nawet nie uprzedził z wyprzedzeniem – wszystko wyszło w ostatniej chwili.

Tak Anna straciła pracę.

– Krewni i znajomi mówią, że zwariowałam. Jeśli się rozwiodę, będę żałować. Do mojego męża ustawi się kolejka, a ja zostanę samotną kobietą w średnim wieku z dzieckiem – mówi przyjaciółka. – Jeśli nawet mama mnie nie rozumie, to co mówić o innych? Wyszłam za mąż z miłości, myślałam, że mąż też będzie mnie szanować i doceniać w małżeństwie. A teraz żyję w ciągłym stresie. Tracę siebie w tym związku.

Wiele kobiet żyje tak przez całe życie, kierując się zasadą: „Inni mają gorzej” albo „Dziecku potrzebny jest ojciec”. Ale po co porównywać się z gorszymi relacjami? Po co pokazywać dziecku taki wzorzec rodziny, w której rodzice ledwo siebie tolerują, a na zewnątrz udają idealne małżeństwo? Lepiej być samotną matką, ale żyć w wolności i szczęściu. Nikt wam przecież nie zabrania szukać swojego szczęścia, bez względu na wiek! A wy co o tym sądzicie?