Poznałam Bartka, gdy miałam 25 lat, a on już skończył 30. Uznaliśmy, że to najlepszy czas dla nas obojga, żeby założyć rodzinę. Wzięliśmy ślub po trzech miesiącach znajomości. Przez ten czas Bartek ani razu nie podarował mi kwiatów, nie wspominając już o innych prezentach.
Ale szczerze wierzyłam, że w małżeństwie wszystko będzie inaczej. I w zasadzie tak było – tylko że gorzej. Jego naturalną skąpość pomyliłam z zaradnością, czego teraz bardzo żałuję. Teraz wiem, że dla kobiety nie ma nic gorszego niż wyjść za mąż za skąpego i chciwego mężczyznę.
Bartek nigdy nie był hojny, ale rozumiałam jego dążenie – chciał kupić mieszkanie, mieć swoje własne lokum. Wydawało się, że to dobry cel, a w małżeństwie łatwiej odkładać wspólnie. Mój mąż dobrze zarabiał – wystarczająco, by utrzymać nas oboje i jeszcze oszczędzać. Ale nalegał, żebym też miała własne dochody i z nich również odkładała na zakup mieszkania.
Nie bardzo mi się to podobało, ale skoro już wyszłam za mąż, to trzeba iść za mężem i wspierać go w trudnych chwilach. To był wtedy tylko początek końca, choć nie mogłam sobie nawet wyobrazić, co czeka naszą małą rodzinę. O dzieciach Bartek powiedział od razu – będą dopiero wtedy, gdy będziemy mieć własne mieszkanie. Z tym też się pogodziłam.
W pierwszym roku naszego związku pojechaliśmy razem nad morze. Było miło, ale skromnie. Mąż zabronił kupować pamiątki, mówiąc, że to strata pieniędzy. W rezultacie wzięliśmy tylko jeden magnes na lodówkę. Nie chodziliśmy na wycieczki, do kawiarni, wieczorami spacerowaliśmy promenadą i wracaliśmy do hotelu. Bardzo mnie to bolało. Przecież wspólnie odłożyliśmy pieniądze na ten wyjazd! Mogliśmy sobie pozwolić na porządny odpoczynek – to przecież raz w roku! Ale mój “ukochany” był zachwycony, że udało się zaoszczędzić niemal połowę kwoty i że można ją odłożyć.
Wtedy jeszcze pocieszałam się, że to chwilowe i że on się opamięta. Ale było tylko gorzej. Nigdy nie dawał mi pieniędzy, tylko pożyczał, i to koniecznie z określeniem dokładnej daty zwrotu. Nawet z tego, co kupowałam za własne pieniądze, musiałam się tłumaczyć. Bardzo mi się to nie podobało, ale postanowiłam zacisnąć zęby i poczekać na zakup mieszkania.
W piątą rocznicę ślubu wreszcie uzbieraliśmy potrzebną kwotę, i mój mąż poprosił, żebym przelała swoje oszczędności na jego konto. Już wcześniej chciał, żebym od razu odkładała na jego konto, ale Bóg mnie uchronił – założyłam własne. I wtedy dotarło do mnie, że on w ogóle nie planuje żadnego zakupu. On po prostu te pieniądze gromadzi – tak po prostu, rozumiecie? Ja oszczędzałam na wszystkim, a on trzymał je tylko dla pozorów!
Wtedy w końcu nie wytrzymałam i powiedziałam mu wszystko, co myślę o naszym tzw. wspólnym życiu. Powiedziałam, że nie zamierzam już tak żyć, w trybie ciągłego oszczędzania. Ale Bartek szczerze przyznał, że jeśli chcę być jego żoną, to tak musi być.
Nie zastanawiałam się długo – spakowałam swoje rzeczy, a było ich niewiele, i odeszłam. Jak mogłam przez tyle lat nie zauważyć jego skąpstwa? Jak mogłam wierzyć, że on się zmieni?
W tamtej chwili zrozumiałam, że to koniec! Weszłam do kawiarni – pierwszy raz od pięciu lat – kupiłam sobie kawę, bułeczkę z cynamonem i rozkoszowałam się finansową wolnością. Wkrótce zrozumiałam, że wcale nie muszę już oszczędzać, że mogę odkładać tylko na nagłe przypadki i niczego sobie nie odmawiać. Po rozwodzie uwierzyłam w siebie i otworzyłam mały biznes, bo przecież miałam oszczędności.
Pamiętam, jak mój były mąż dzwonił po kilka razy dziennie, prosił, żebyśmy się pogodzili, pytał, ile zarabiam w swojej firmie i tak dalej. Jego próby były dla mnie śmieszne. Najczęściej po prostu odkładałam słuchawkę, a potem całkiem go zablokowałam.
Teraz jestem w nowym związku, w którym jestem doceniana i kochana jako kobieta. Dostaję kwiaty, prezenty, drogie ozdoby i po prostu czuję się pożądana, a nie jak źródło dodatkowego dochodu. A mój były mąż został sam – chyba nie znalazła się druga taka jak ja.
Teraz rozumiem, że mogłam już przed ślubem zauważyć te cechy jego charakteru. Ale chyba pierwsza miłość mocno założyła mi różowe okulary, przez które wszystko wydawało się piękne. Już ten pierwszy wyjazd nad morze – wtedy wszystko zrozumiałam, a mimo to bałam się odejść, bo „co ludzie powiedzą”.
Na szczęście życie okazało się dla mnie bardzo hojne i podarowało mi nowe, wspaniałe relacje. Ale nawet bez nich byłabym szczęśliwa, bo mogę sobie pozwolić, by nie oszczędzać i cieszyć się życiem w pełni! Nie bójcie się zmieniać swojego życia i odchodzić od ludzi, którzy je zatruwają – bo mamy je tylko jedno. Nic nie jest warte tego, by wiecznie oszczędzać na sobie.