– Ucz się, bo inaczej czeka cię tylko brudna robota! – groziłam córce, a ona wybrała tę drugą drogę

Moja córka Wiktoria nigdy nie lubiła się uczyć. Od najmłodszych lat czytanie i matematyka były dla niej torturą, a dla mnie nieustannym przekonywaniem i prośbami. Próbowałam różnych podejść: klasycznych metod nauczania i zabaw edukacyjnych, ale nic nie zadziałało – Wiktoria nigdy nie odkryła w sobie zainteresowania nauką.

W szkole było jeszcze gorzej. Program edukacyjny był standardowy i nie przewidywał indywidualnego podejścia do takich opornych uczniów. Na alternatywną szkołę z nowoczesnymi metodami nauczania brakowało pieniędzy, a i tak nie wiadomo, czy dałoby to jakikolwiek efekt.

Cały okres szkolny Wiktorii był dla mnie walką z jej lenistwem. A przecież to nie jest głupia dziewczyna.

W końcu nauczyła się poprawnie pisać, dobrze liczyć bez kalkulatora, a nawet zaczęła czytać dla przyjemności, choć wybiera wyłącznie lekką literaturę.

Kosztowało mnie to jednak mnóstwo nerwów i litrów waleriany. Gdyby Wiktoria była zupełnie niezdolna do nauki, nic by nie pomogło. Ale niełatwo było nie zauważyć, że choć córka nauczyła się radzić sobie w szkole, to nigdy tego nie polubiła. Wystarczyło, że na chwilę przestałam ją kontrolować, a w dzienniku pojawiały się dwójki.

– Znowu zaczynasz! – wybuchałam w takich momentach.

– A po co mi ta nauka? Poradzę sobie i bez niej – odpowiadała lekceważąco Wiktoria.

– Ucz się, bo inaczej czeka cię tylko ciężka, brudna praca bez żadnych perspektyw! – ostrzegałam ją.

To było klasyczne „pójdziesz zamiatać ulice” w nowoczesnym wydaniu. Mówiłam tak nie dlatego, że gardzę prostą pracą – rozumiem, że wszystkie zawody są potrzebne i ważne. Ale prace niewymagające wykształcenia często wiążą się z ciężkim wysiłkiem fizycznym i niskimi zarobkami. A do emerytury na takim stanowisku się nie dotrwa – zdrowie na to nie pozwoli. Co wtedy? Renta inwalidzka albo życie na utrzymaniu rodziny.

Wiktoria zgadzała się, że nauka jest potrzebna, żeby dostać się na studia i znaleźć później wygodną pracę. Na chwilę to działało. Ale po chwili znów musiałam przypominać jej, jakie będą konsekwencje braku wykształcenia.

Ostatecznie Wiktoria ukończyła szkołę średnią. Gdy przyszło jednak do wyboru kierunku studiów i dodatkowych przedmiotów, które miała zdawać na maturze, oznajmiła, że wybierze tylko język i matematykę, bo nie planuje studiować.

Byłam zaskoczona. Przecież tyle razy rozmawiałyśmy na ten temat! Kiedy znów poruszyłam kwestię studiów, Wiktoria spokojnie wyjaśniła, że dużo o tym myślała i zdecydowała, że woli pracować fizycznie.

– Na to nie trzeba kilku lat uczenia się i wkuwania – stwierdziła.

– Ale taka praca pozbawi cię przyszłości! – krzyknęłam z rozpaczą.

– Daj spokój! Nie zamierzam całe życie zbierać zamówień w punktach odbioru czy myć podłóg. Chcę tylko na początek dorobić, a potem odłożę na kursy stylizacji paznokci – odpowiedziała, przedstawiając swój plan.

Według Wiktorii manikiurzystki, czy jak to określiła, „specjalistki od stylizacji paznokci”, nie dźwigają ciężarów, nie nadwerężają pleców i nie przepracowują się. Dlatego nie powinnam się martwić o jej zdrowie.

Te słowa miały w sobie pewien sens. Mówię przecież, że Wiktoria nie jest głupia! Ale mimo wszystko coś mnie niepokoiło. Zarobki w tej branży są bardzo niestabilne. Poza tym kursy też wymagają nauki, o czym jej przypomniałam.

– Tam jest głównie praktyka, a nie nudne cyferki i niezrozumiałe definicje – odparła.

– A nie przeszkadza ci to, że klientki potrafią być bardzo wymagające i czasem awanturują się? A na początkowych pracach pewnie spotkasz się z lekceważeniem – dodałam.

– Bzdury! Poradzę sobie – zapewniła mnie.

Nie mówiłam już, jak ciężka jest praca sprzątaczki czy inna fizyczna praca, i że pewnie długo tego nie wytrzyma. Wiem, że w jej przypadku to nieprawda.

Choć Wiktoria nie przepada za nauką, to prace fizyczne wykonuje bez problemu. Myje naczynia, dba o porządek w swoim pokoju i wykonuje inne obowiązki domowe.

W szkole zdarzało jej się sprzątać całe mieszkanie, zwłaszcza kiedy ostrzegałam, że będę ją odpytywać z jakiegoś przedmiotu.

Nie udało mi się przekonać Wiktorii. Kiedy kolejny raz poruszyłam temat studiów, zirytowana powiedziała, że woli myć toalety, niż siedzieć nad nudnymi książkami.

Nie miałam wyjścia – musiałam pogodzić się z jej wyborem. Wiktoria ma osiemnaście lat i nie mogę jej niczego zabronić.

Tym bardziej że wyraźnie zaznaczyła, że jeśli coś pójdzie nie tak, nie zamierza siedzieć na moim utrzymaniu ani prosić mnie o pieniądze na kursy stylizacji paznokci.

Dorabia to tu, to tam. Mnie, jak wcześniej, szkoda, że Wika wybrała sobie taką drogę. Może w ogóle nie powinnam była kiedyś grozić jej ciężką fizyczną pracą, żeby nie podsuwać jej takich pomysłów.

Z drugiej strony, córka sama mogła dojść do tych wniosków. Sytuacja jest trudna, niezależnie od tego, z której strony na nią spojrzeć. Ale mam nadzieję, że Wiktoria da sobie radę, a ja znajdę w sobie siłę, by pogodzić się z jej wyborem.