Teściowa wparowała do mojego mieszkania, wyrzuciła naszą córkę z jej pokoju i zaczęła przyprowadzać swojego kochanka do mojego lokum

Moja teściowa – to po prostu coś niepojętego! Rok temu rozwiodła się ze swoim mężem. Dlaczego? Ponieważ zawsze i wszędzie chciała rządzić oraz wyznaczać zadania, więc stale narzucała mu całą listę obowiązków, choć sama mogła po prostu odpoczywać. Mój teść nie mógł tego już znieść, zwłaszcza że z wiekiem jej charakter stał się jeszcze trudniejszy. Dlatego złożył pozew o rozwód.

Jak myślicie, co postanowiła wtedy zrobić? Wprowadzić się do nas! Bo, widzicie, teraz nie ma gdzie mieszkać. Mamy dwupokojowe mieszkanie i początkowo mieszkała w pokoju z naszymi dwiema córkami. Jednak z czasem uznała, że ma za mało miejsca, i przepędziła dzieci do naszej sypialni. Bo przecież ona potrzebuje swojej prywatnej przestrzeni.

Nie mam nic przeciwko, jeśli ktoś potrzebuje prywatności, ale ona odebrała ją moim dzieciom. Co więcej, wprowadzając się do MOJEGO mieszkania, które kupiłam jeszcze przed ślubem, oznajmiła:

– W ogóle to ja przyjechałam tu mieszkać do swojego syna! A ty, darmozjadko, siedź cicho i nie odzywaj się.

Wtedy nie zaczęłam kłótni, bo mąż i teściowa już i tak się pokłócili z tego powodu. Jednak wkrótce zrozumiałam, że trzeba było od razu wystawić ją za drzwi.

Teściowa nic w domu nie robiła. Mieliśmy wrażenie, że wzięliśmy sobie do domu trzecie dziecko. Naprawdę. Ja i mąż zawsze dzielimy się obowiązkami domowymi, ale kiedy teściowa się wprowadziła, pomyśleliśmy, że będzie choć trochę łatwiej, przecież to dorosła osoba, która potrafi zadbać o siebie. Nic z tego.

“Daj, podaj, przynieś, wynieś, zrób, popraw, a w ogóle dlaczego tak wolno!” – myślałam, że zwariuję. Miałam nadzieję, że zostanie z nami maksymalnie kilka miesięcy, ale nie. Już rok tak żyjemy. I od roku ona zachowuje się w ten sposób. A kiedy nie ma męża w domu, tak mnie obraża, że aż strach słuchać.

Gdy przyprowadziła do nas swojego adoratora, nie wytrzymałam i zrobiłam awanturę. Owszem, każdy ma prawo do życia osobistego, nawet na starość, ale ona przecież nie mieszka u siebie, tylko w cudzym domu, i wprowadza tu obcą osobę bez pytania.

Wtedy wygarnęłam jej wszystko, co o niej myślę:

– Nic w tym domu nie robicie, żyjecie jak pasożyt! I nie zapominajcie, że to mój dom! Nie wasz! Nie możecie tu rządzić i wprowadzać własnych porządków! Chcecie rozstawiać ludzi po kątach? To proszę bardzo, szybko się pakujcie i jedźcie do wynajętego mieszkania! Proponowaliśmy to już wcześniej, ale wam nigdy nic nie pasuje! Oczywiście, bo nie chcecie żyć samodzielnie, skoro tu jesteście obsługiwani jak w hotelu, a mnie jeszcze codziennie wyzywacie!

Usłyszawszy te ostatnie słowa, w kłótnię włączył się również mój mąż. Teraz szukamy dla teściowej mieszkania i powoli pakujemy jej rzeczy. Już nigdy nie przekroczy progu naszego domu. A córek do niej nie będę dopuszczać, bo kto wie, czego mogłaby je jeszcze nauczyć.