Ta działka nawet za darmo nie jest nam potrzebna – mówiła żona mojego brata. A teraz narzeka, że ich dzieci muszą spędzać lato w mieście

Och, jaka w naszej rodzinie teraz trwa piękna awanturka, aż miło posłuchać! Z lekką satysfakcją obserwuję, jak moja bratowa wierci mojemu bratu dziurę w brzuchu. A nie trzeba było tak głęboko wchodzić pod jej pantofel. Teraz niech cierpi.

Przyczyną tej awantury jest nasza działka. Należała do naszej babci, a po jej śmierci mama powiedziała, że nie będzie się nią zajmować. Postawiła sprawę jasno – albo ja i mój brat przejmujemy wszystkie obowiązki, albo po prostu sprzedajemy działkę i dzielimy się pieniędzmi. I tu pojawił się problem – różnica zdań.

My z mężem widzieliśmy w działce potencjał i byliśmy za tym, żeby ją zachować. Natomiast żona brata kręciła nosem i oznajmiła, że nawet za darmo jej ta działka nie jest potrzebna. A mój brat, jak smutny osiołek, tylko przytakiwał. On zawsze jej przytakiwał, co mnie bardzo irytowało.

Żona brata nalegała na sprzedaż działki, bo koniecznie chciała kupić samochód. Mama trzymała się na uboczu, zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią, a my z mężem przemyśleliśmy wszystkie za i przeciw, wzięliśmy kredyt i wykupiliśmy działkę na własność.

Wszyscy byli zadowoleni z transakcji, chociaż nasza korzyść na pierwszy rzut oka nie była tak oczywista. Działka była duża, ale babcia uprawiała tylko niewielką część przy domu, pozwalając reszcie zarastać dziką roślinnością.

Domek na działce był w opłakanym stanie – przeciekający dach, chwiejne ściany, podłoga grożąca zawaleniem. Remont wymagał sporych nakładów finansowych.

Ale były też plusy. Prąd i woda przez cały rok, drogi zimą odśnieżane, a do najbliższego sklepu można dojść w dwadzieścia minut pieszo. W sam raz – ani za daleko, ani za blisko. Cisza, spokój, żadnych spalin.

Doprowadzaliśmy działkę do porządku przez długi czas. Dużych inwestycji nie mogliśmy sobie pozwolić. Trzeba było spłacić dług pożyczony od brata męża na mieszkanie, a potem urodziło się dziecko, co również nie poprawiło naszej sytuacji finansowej.

Musieliśmy oszczędzać, ale wiedzieliśmy, że to się opłaci. Nasza tymczasowa skromność bardzo cieszyła żonę brata. Nie mogła ukryć satysfakcji, kiedy opowiadała, jak to wyjechali na wakacje albo skończyli remont mieszkania. Tak, my o takich rzeczach mogliśmy wtedy tylko pomarzyć.

Ale trzy lata temu wreszcie zakończyliśmy główne prace. Oczywiście, zawsze jest coś do poprawienia, ale tak już jest w każdym domu. Z działki zrobił się piękny domek letniskowy, a właściwie całoroczny dom.

Jedynym, co powstrzymywało nas przed przeprowadzką, była szkoła starszego dziecka, przedszkole młodszego i nasza praca w mieście. Codzienne dojazdy z dziećmi byłyby bardzo uciążliwe, a na samochód wciąż nie udało nam się odłożyć.

Mimo to, całe poprzednie lato, od maja do września, spędziliśmy w naszym domku. Starsze dziecko miało wakacje, młodsze było z moją mamą, która, po przejściu na emeryturę, zdecydowała się zamieszkać u nas na lato. Bardzo doceniła uroki życia na wsi.

A żona brata? Tylko zazdrościła. Kilka razy zapraszaliśmy ich w gości i widok jej skrzywionej miny dawał mi prawdziwą satysfakcję. Potem zaczęła naciskać na brata – nasze dzieci oddychają świeżym powietrzem, pluskają się w basenie, jedzą świeże owoce i warzywa, a ich dzieci siedzą w mieście w upale.

Brat próbował rozegrać temat u mnie – że to niby niesprawiedliwe. Ale ja tylko podsunęłam mu pod nos dokumenty własności. Im ta działka była niepotrzebna, a teraz nagle robią aferę? Mogą wpadać od czasu do czasu w gości, ale o przeprowadzce ich dzieci na lato nawet nie ma mowy.

Wtedy żona brata spróbowała uderzyć przez naszą mamę. Że niby jednym wnukom jest dobrze – domek, babcia na miejscu, a co z jej dziećmi? Ale mama szybko ją spławiła, odpowiadając, że sama jest tu gościem i żadnych decyzji nie podejmuje.

Sama zresztą nie miała zbyt bliskiego kontaktu z wnukami od syna – dzięki bratowej. To ona zrobiła wszystko, żeby ograniczyć ich kontakt. Mama na początku to przeżywała, ale potem odpuściła i w pełni skupiła się na moich dzieciach.

– Oczywiście, wnuki od synowej są niepotrzebne, tylko te od córki się liczą! – z przekąsem skomentowała bratowa.

No i kto tu jest winny? Z mamą stosunki zepsuła, ze mną też, działka jej nie była potrzebna, a teraz oczekuje jakiejś wdzięczności? A niby za co?