Przeżyli razem dwadzieścia lat, dorosła córka – i nagle „chcę żyć osobno”. Tak, Anna już od dawna podejrzewała, że mąż ma kogoś innego. Życzliwe osoby nawet przesłały jej zdjęcie na telefon: jej mąż z uroczą dziewczyną w obcisłych dżinsach.

Kiedyś zostawialiby sobie kartki na stole. Teraz Anna dostała od męża SMS: „Wybacz, ale chcę żyć osobno. Zabieram swoje rzeczy, ale nie wszystkie. Po resztę przyjadę kiedyś. I zajmę się rozwodem”.

Co robi kobieta w wieku trzydziestu dziewięciu lat, gdy coś takiego czyta? Tak, wpada w rozpacz. Przeżyli razem dwadzieścia lat, dorosła córka – i nagle „chcę żyć osobno”. Tak, Anna już od dawna podejrzewała, że mąż ma kogoś innego. Życzliwe osoby nawet przesłały jej zdjęcie na telefon: jej mąż z uroczą dziewczyną w obcisłych dżinsach. Anna nie wyjaśniała i nie próbowała się dowiedzieć niczego. Rozumiała, że to prawie nieuniknione dla mężczyzny w wieku czterdziestu dwóch lat. Przejdzie. Ale żeby sam nagle odszedł, na zawsze – tego Anna się nie spodziewała.

To stało się rok temu, na początku lata. Na szczęście córka wyjechała z przyjaciółmi z uniwersytetu na długą ekspedycję, Anna nie wiedziała, jak powiedzieć jej o ojcu i nie chciała, by córka widziała jej zapłakaną twarz.

Anna postanowiła poradzić się przyjaciółek. Jedna powiedziała: „Wszyscy oni tacy są! A ty powinnaś schudnąć”. Druga: „Idź do wróżki, ona go sprowadzi z powrotem!”. Trzecia: „Znajdź sobie kogoś natychmiast!”. Ale Anna nie chciała nikogo szukać, przyzwyczaiła się do ich spokojnego życia, do chrapania męża w nocy, do jego ponurej twarzy rano, do ich wyjazdów na działkę, sobotnich zakupów. I wszystko, co przez lata budowali, co Anna cicho kochała – wszystko to zostało zniszczone jednym krótkim SMS-em. Anna nawet dzwoniła do mnie, by się poradzić. Ale co mogłem powiedzieć? Że bywa, że życie się nie kończy, że wkrótce będą wnuki – i inne bzdury.

Najlepszą radę dała jej przyjaciółka z młodości, która przeżyła dwa rozwody:

– Żyj tak, jakby nic się nie stało, w tym samym rytmie. Rób wszystko tak samo. Wracasz z pracy – sprzątaj, pierz, gotuj swoje ulubione zupy…

– Ale dla kogo mam je teraz gotować? – zapytała Anna i znów się rozpłakała.

– Choćby dla mnie! Będę przychodzić wieczorami i jeść. Najważniejsze – niczego nie zmieniaj. To jedyny ratunek.

Ale Anna uznała, że to kompletna bzdura. I postanowiła zwrócić się do sił nadprzyrodzonych. Rzeczywiście poszła do jakiejś staruszki. Ta obejrzała zdjęcia męża na telefonie, potarła szklaną kulę z etykietką „Made in China”, spaliła jakiś papier, poszeptała coś i zawiązała Annie na nadgarstku czerwoną nitkę: „Gotowe! Za dwa tygodnie wróci!”. Ziewnęła i wzięła od Anny połowę jej pensji księgowej.

Tylko że po dwóch tygodniach mąż nie wrócił. Anna stanęła na wadze: trzy kilogramy więcej. Bo z nudów jadła nocami, wyjadając kiełbaski z lodówki. I wtedy Anna zdecydowała: dość głupot i użalania się nad sobą!

Była sobota. Anna zerwała tę nieszczęsną nitkę z nadgarstka, zabrała się za sprzątanie, starła kurz nawet z szafek, których nie dotykała od pół roku. Potem ugotowała solankę, którą mąż tak lubił. Zaprosiła trzy przyjaciółki. One z radością zjadły całą zupę, próbowały pytać o męża, ale Anna szybko zmieniała temat: „Słuchajcie, a ta „Gra o Tron” – niespodziewanie dobry serial, prawda?”. Ona i mąż uwielbiali seriale, ale bez niego – po co je oglądać?

Dziwne może, ale kiedy tylko Anna wróciła do zwykłego trybu życia – zaczęła spać normalnie, przestała wstawać do lodówki.

Minęły kolejne dwa tygodnie. Pewnego wieczoru, kiedy na ekranie latał smok, nagle otworzyły się drzwi.

Wszedł mąż:

– Wybacz, mam przecież klucze… Przyszedłem po rzeczy.

– A, oczywiście – odpowiedziała Anna spokojnie. – Wszystko spakowałam. Potrzebujesz torby?

– Aha… O, oglądasz „Grę o Tron”? Pamiętasz, mieliśmy to razem obejrzeć?

– No i teraz oglądam.

Zręcznie spakowała jego rzeczy do ogromnej torby na suwak. Mąż już miał wychodzić, ale w przedpokoju zatrzymał się, węsząc:

– Co tu tak pachnie? Charczo?

– Aha.

Mąż wahał się. Uwielbiał charczo, tak samo jak solankę. Anna wyczuła jego apetyt:

– Zjesz?

– No, jeśli nie masz nic przeciwko…

I zachłannie zjadł dwie miski. Anna podała mu serwetkę:

– Wytrzyj usta, brudasku.

To wyszło odruchowo. Tak robiła i mówiła przez dwadzieścia lat. Mąż wziął serwetkę znajomym gestem. I nagle powiedział, smutno się uśmiechając:

– Bardzo smaczne, dziękuję. No, to ja idę?

– Idź! Nie zatrzymuję cię.

Mąż jeszcze chwilę stał, jakby chciał sobie coś przypomnieć. Ale nie przypomniał. Wyszedł.

Anna oczywiście trochę popłakała potem. Ale dalej oglądała wciągający serial.

A jeszcze tydzień później znów otworzyły się drzwi. Mąż stał na progu, z tą samą torbą:

– Anna, wybacz. Wiesz, to wszystko jakaś bzdura, a ja jestem głupcem. Tak naprawdę nie mogę bez ciebie…

– Stęskniłeś się za zupami? – uśmiechnęła się Anna.

– I za nimi też! Za wszystkim. Bardzo za tobą tęskniłem. Za naszym mieszkaniem. Za twoim porządkiem, za czystą kuchnią, za poszewkami. Za tymi serwetkami, za całym naszym życiem. Wtedy zrozumiałem, że miałem z tobą wszystko, czego mi potrzeba. A czego mi brakowało, czego chciałem? Młodości? No, dostałem ją, dziękuję. Tylko że to nie wystarczyło, jak się okazało. Słowem, mogę zostać?

Anna nie odpowiedziała od razu. W myślach już krzyczała: „Tak! Tak! Tak!”. Ale wstała, podeszła do szafy, wyjęła krawat w paski:

– Zapomniałeś go ostatnim razem.

– Anna, no wybacz głupiemu. Niedługo córka wróci. Ona nic nie powinna wiedzieć.

– I tak ten krawat do ciebie nie pasuje – zamyśliła się Anna. – No co tak stoisz? Wchodź. Będzie zupa grzybowa?