Mam 37 lat, żona 39. Praca całkiem niezła, mamy małe dwupokojowe mieszkanie, porządny samochód, taka średnia, zwyczajna rodzina.
Założyłem rodzinę dość późno, wcześniej dużo pracowałem, jeździłem na delegacje, myślałem, że zdążę jeszcze z życiem prywatnym. W 2019 roku wziąłem ślub. Żona miała już córkę z poprzedniego związku – dziś ma prawie 16 lat. Ojciec się zmył, jeszcze zanim się urodziła.
Z pasierbicą od początku nie mieliśmy żadnej „przyjacielskiej” relacji – nie wyszło.
Na początku próbowałem – pomagałem, kupowałem słodycze, prezenty, urządziłem dla niej pokój u siebie w mieszkaniu. Ale szybko poczułem, że jestem traktowany jak służący, więc się wycofałem. Najpierw byłem obcy, teraz już wróg.
Żona robiła wszystko tak, jak chciała córka, na wszystko jej pozwalała, a ja to znosiłem, licząc na to, że z czasem się coś zmieni.
W 2021 roku urodziła się nasza córeczka. Myślałem, że to coś zmieni – że może żona zacznie widzieć więcej niż tylko swoją starszą córkę. Niestety, nie.
Zaczęło być jeszcze gorzej – starsza zaczęła być zazdrosna o malutką, a jeszcze ten „obcy facet” kręci się po domu i tylko ją denerwuje.
W tej chwili wygląda to tak, że atmosfera w domu zależy od humoru pasierbicy – a ten raczej rzadko bywa dobry.
Nie ma przyjaciół, nie ma koleżanek, nawet kuzynki, z którymi przez 15 lat mieszkała pod jednym dachem, nie chcą jej widzieć.
Całe dnie leży w swoim pokoju, zła na wszystkich i wszystko, co jakiś czas urządza histerie – bo ktoś coś źle powiedział, spojrzał, nie ugotował, kazał posprzątać pokój albo chociaż umyć po sobie naczynia.
I mówi to jej matka – ja już od dawna nie rozmawiam z pasierbicą.
Wielokrotnie mówiłem o tym żonie – że jest zmęczona, a starsza nie pomaga w niczym, nie zajmuje się młodszą, tylko roszczenia i pretensje.
Zapisaliśmy ją do psychologa – poszła parę razy i nic z tego nie wynikło. Żona mówi, że nie umie się rozdwoić – być między nami.
Kiedy rozmawiamy szczerze, mam wrażenie, że mnie rozumie. Ale jak tylko starsza zaczyna się rzucać, żona traci zdrowy rozsądek – zaczyna mnie obwiniać i tłumaczyć pasierbicę.
Ja zajmuję się głównie młodszą córką, ma już pół roku, ale to wszystko, co się dzieje w domu, naprawdę mnie męczy.
Kiedy urodziła się nasza córka, pasierbica mieszkała głównie u teściowej. My z żoną niewyspani, kolki, przepuklina… ale wspieraliśmy się nawzajem, było dobrze. Do czasu, aż teściowa zmarła – i starsza zaczęła mieszkać z nami na stałe.
I tydzień temu znowu awantura. Zobaczyła, że siedziałem przy jej komputerze w pokoju. Wybiegła z domu. Żona – z małą na rękach – pobiegła za nią, spały w hotelu. A potem dostałem wiadomość, że to moja wina. Znowu.
Wróciły następnego dnia. Pasierbica wpadła w histerię, zaczęła wrzeszczeć, że mnie nienawidzi, że chce, żebym zdechł. Żona dostała ataku – zabraliśmy ją karetką, okazało się, że to nerwy i ciśnienie.
Przyjechały siostry żony. Delikatnie skrytykowały pasierbicę, bo wiedzą, jaka jest. A ona, przy obcych – urocza, grzeczna, słodziak.
Zwykle nie jestem typem, który się użala, ale mam już dość. Zaczęły się u mnie bóle skroniowe, ciśnienie skacze – chociaż zawsze miałem książkowe 120/80.
Chcę odejść od żony i pasierbicy. Ale nie chcę zostawiać mojej córki samej w tym domu. Boję się, co się z nią może stać, jeśli pasierbicy coś odbije, a żona – jak zwykle – pójdzie jej na rękę.
Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam. Może naprawdę padnę szybciej, zanim coś się zmieni. Powiedzcie, czy jest w ogóle szansa uratować tę rodzinę? I co trzeba zrobić? Jak to pisałem, sam się poczułem jak mięczak. Ale co mam zrobić – takie życie.