Z mężem przeżyliśmy prawie 40 lat. Do rubinowych godów brakowało pół roku. Zmarł we śnie – oderwał mu się skrzep.
Pogrzeb był trudny, czułam, jakby połowa mnie odeszła w wieczność. Ale nie mogłam spokojnie przeżyć, zrozumieć śmierci małżonka, z którym byliśmy razem od młodości.
Jeszcze podczas stypy w kawiarni zauważyłam wyraziście ubraną, niestosownie wyglądającą kobietę, jakieś dwadzieścia lat młodszą. Wtedy powiedziano mi, że to była współpracownica mojego męża. Okazało się, że nie tylko.
Po 9 dniach od stypy ta sama kobieta pojawiła się na progu mojego mieszkania.
Przedstawiła się jako Ela, powiedziała, że była dobrą przyjaciółką mojego męża i że chce go wspólnie ze mną wspomnieć. Nie miałam nastroju na rozmowę, ale z grzeczności zaprosiłam ją do środka, posadziłam przy stole, wyjęłam domową nalewkę.
Po wypiciu Elwira zaczęła się zwierzać. „Otworzyła przede mną serce” jak przed „prawdziwą matką”. Z przerażeniem usłyszałam, że była kochanką mojego męża. Powiedziała, że nigdy nie zamierzała niszczyć naszej rodziny ani zostawiać mnie bez oparcia „na starość” (tak to ujęła!).
Twierdziła, że starzejący się mężczyzna potrzebuje młodej przyjaciółki, która go odmładza i dodaje mu energii. Mówiła, że w ostatnich latach kochał mnie jak przyjaciółkę i bliską osobę, a ją – jak kobietę.
Opowiedziała mi jeszcze wiele innych rzeczy. Zrozumiałam, że wcale nie była bezinteresowna i szczera. Wyszło na jaw, że mąż obdarowywał ją drogimi prezentami.
Z gorzkim uśmiechem rozpoznałam w tych faktach mojego małżonka: potrafił być przebiegły, pochlebiać, obiecywać. A teraz odszedł, zostawiając mnie samą z tą obcą mi, lecz jemu bliską kobietą.
Ona opowiadała, jak trudno jest jej samotnie wychowywać 8-letniego syna, powtarzała, że mój mąż kochał chłopca jak własne dziecko.
Nasz syn jest już od dawna dorosły i wierzę, że mąż mógł szczerze przywiązać się do dziecka kochanki.
A teraz ta kochanka wprasza się w moje życie, jakby chciała zostać moją przyjaciółką, jeśli nie krewną.
Niby twierdzi, że nie mamy się czym dzielić, więc powinniśmy się zaprzyjaźnić. Ale przecież rozumiem, że normalny człowiek nie przychodzi do domu prawowitej wdowy i nie zaciemnia wspomnień o życiu rodzinnym swoimi obrzydliwymi opowieściami.
Nie miałam siły, by stanowczo ukrócić jej zamiary, byłam zbyt zdezorientowana, przygnębiona. A Elwira nie widzi (albo nie chce widzieć) amoralności swojego zachowania.
Przyszła jeszcze kilka razy, ale nie otworzyłam jej drzwi. Potem dzwoniła zaniepokojona, pytając, czy nic się nie stało.
A ja nie mogę pozbyć się poczucia, że mnie zbrukała – mnie i całe moje rodzinne życie. Jest mi potwornie przykro i obrzydliwie z nią rozmawiać. Mężowi już nic nie powiem…
Wszelkie treści na stronie należą do ich autorów. Wszelkie prawa zastrzeżone. Na naszej stronie zamieszczamy wyłącznie artykuły o charakterze rozrywkowym, zebrane z całego świata. Redakcja serwisu nie ponosi odpowiedzialności za dokładność i aktualność danych. Niektóre artykuły mogą zawierać nieprecyzyjne wskazówki i porady, które mogą wprowadzać w błąd, dlatego przed wypróbowaniem koniecznie skonsultuj się ze specjalistą z danej dziedziny.