Mam siostrę bliźniaczkę, nazywa się Anna, a ja Alina. Nawet nasze imiona są podobne, a wyglądem trudno nas od siebie odróżnić. Od dziecka byłyśmy niemal nierozłączne. Zawsze starałyśmy się być takie same, a rodzice to wspierali. Kupowali nam identyczne ubrania, buty, plecaki do szkoły, a nawet robili takie same fryzury.
Po trzeciej klasie zaczęłyśmy odczuwać potrzebę indywidualności i próbowałyśmy zerwać z tym „jarzmem identyczności”. Zdarzało nam się kłócić o osobistą przestrzeń i możliwość różnienia się wyglądem. Pewnego razu babcia kupiła nam identyczne różowe sweterki.
Zrozumiawszy, że żadna z nas nie ustąpi, postanowiłam przerobić swój sweterek. Wzięłam specjalną farbę, nalałam jej do miski, wrzuciłam tam sweterek i potrzymałam kilka minut. Potem wysuszyłam go na kaloryferze. Chcąc dodać trochę wyrazistości, zrobiłam z wstążek kwiatki i naszyłam je na sweter. Wyszedł z tego dziwny kolor z kwiatkami, ale przynajmniej nie wyglądał jak sweter Anny.
Rano założyłam mój „przerobiony” sweter i w korytarzu spotkałam Annę w niemal identycznym swetrze, z podobnymi kwiatkami. Mama o mało nie dostała zawału, kiedy zobaczyła naszą twórczość. Nie pozwoliła nam się przebrać i powiedziała, że skoro coś takiego zrobiłyśmy, niech cała szkoła to oceni. Szkoła oceniła.
Po tym wydarzeniu rodzice przestali kupować nam identyczne rzeczy. Stopniowo się uspokoiłyśmy i przestałyśmy udowadniać swoją indywidualność.
Kiedy poszłyśmy na studia, każda z nas stała się osobowością. Wyglądałyśmy zupełnie inaczej: ubrania, styl, fryzura, makijaż – wszystko nas różniło.
Pewnego razu na imprezie zostałyśmy na noc u koleżanki na działce. Rano, po umyciu się, zeszłyśmy do kuchni. Wszyscy zamarli. Byli zdumieni, jak bardzo jesteśmy do siebie podobne, kiedy jesteśmy bez makijażu i różnych fryzur. Ktoś zażartował, że mogłybyśmy dzielić między sobą egzaminy, bo nikt by tego nie zauważył.
Ten żart okazał się przełomowy. Od tego czasu pod koniec każdego semestru ubierałyśmy się identycznie, by zmylić wykładowców. Egzaminy dzieliłyśmy między sobą. Miałyśmy jednak jeden trik: robiłyśmy identyczny makijaż, zakładałyśmy czarne spodnie i dwie jaskrawe, ale różne bluzki. Przychodziłyśmy razem do wykładowcy na egzamin. Najpierw jedna w swojej bluzce zdawała egzamin, dostawała ocenę, wychodziła, zmieniałyśmy bluzki i druga wchodziła jako kolejna „osoba”. Tak zdawałyśmy egzaminy przez prawie pięć lat.
Na piątym roku poszłam zdać jeden z ostatnich egzaminów. Na początku egzaminu pokazałyśmy się wykładowcy, żeby wiedział, jak bardzo jesteśmy podobne. Zdałam swój bilet, dostałam ocenę i zadowolona poszłam zmienić bluzkę z Anną. Wróciłam pod koniec egzaminu, przygotowałam się i zaczęłam odpowiadać ten sam dobrze nauczony materiał. Wykładowca wysłuchał mnie w milczeniu, a potem nachylił się i powiedział:
– Alina, rozumiem, że tak dobrze się nauczyłaś, że postanowiłaś zdać dwa razy, ale wolałbym, żeby twoja siostra również zaszczyciła nas swoją obecnością.
Byłam tak zaskoczona, że wyszłam z sali bez słowa. Anna musiała sama zdać egzamin. Na szczęście dobrze się uczyłyśmy i zdała.
Po egzaminie zapytałam wykładowcę, jak udało mu się nas odróżnić.
Uśmiechnął się i powiedział:
– Wcale was nie odróżniłem. Po prostu postanowiłem sprawdzić i zobaczyć reakcję. Sam mam brata bliźniaka i my też tak samo zdawaliśmy egzaminy.
I nie uwierzycie, ale los połączył nas, bliźniaczki, z tymi braćmi.