Ostatnio w końcu zrozumiałam, dlaczego córka z zięciem nie martwią się o mieszkanie – liczą na to, że oddam im swoje dwupokojowe mieszkanie, a sama przeniosę się do ich kawalerki. Córka najpierw zadzwoniła do mnie i zagadkowo powiedziała, że musi ze mną porozmawiać, a potem przyjechała do mnie i ogłosiła radosną nowinę – jest w ciąży. Bardzo się ucieszyłam i pogratulowałam jej. A potem pytam: o czym chciała ze mną porozmawiać? – O czym? Naprawdę się nie domyślasz, mamo? – mówi córka, patrząc na mnie

Nawet nie wiem, o czym myślą moja córka i jej mąż. Rozumiem, że młodzi ludzie chcą sobie dobrze pożyć, ale są małżeństwem już od trzech lat, a o poważnych sprawach, takich jak mieszkanie, jeszcze nie zaczęli myśleć.

Po ślubie wpuściłam ich do mojej kawalerki, którą odziedziczyłam po rodzicach. Nawet pomogłam im przeprowadzić remont kosmetyczny, bo warunki tam były dość skromne.

Od razu jednak ich uprzedziłam, że to tylko tymczasowe lokum i że nie zamierzam przepisać na nich tego mieszkania.

– Mieszkajcie tu na razie, tak będzie wam łatwiej zaoszczędzić na swoje własne mieszkanie – powiedziałam im.

Zamieszkali szczęśliwi w tej kawalerce i zaczęli żyć po swojemu, czyli na wysokim poziomie. Na niczym sobie nie oszczędzają. Kupują nowe telefony, ostatnie modele za kosmiczne sumy. Nowe ubrania też widuję na nich cały czas.

Nie odmawiają sobie także wyjazdów wakacyjnych, stale gdzieś podróżują. Kupili samochód na kredyt, spłacają co miesiąc wysokie raty. Jednym słowem, na niczym sobie nie oszczędzają.

Kilka razy próbowałam porozmawiać z córką o tym, że powinni pomyśleć o swoim własnym mieszkaniu, ale córka od razu mówiła, że mnie nie rozumie, że są jeszcze młodzi i chcą cieszyć się życiem. A dach nad głową przecież mają, bo ich nie wyrzucam.

Faktycznie nie zamierzałam ich wyrzucać w najbliższym czasie, ale mam swoje plany co do tego mieszkania.

Teraz sama mieszkam w ładnym dwupokojowym mieszkaniu, które kupiłam za własne pieniądze. Tutaj dorastała też moja córka.

Mieszkanie odziedziczone po mojej mamie planuję wynajmować, kiedy przejdę na emeryturę. Rozumiem, że pomocy od córki się nie doczekam, sami na siebie zarobią. A ja sama będę musiała zadbać o siebie.

Nawet rozważałam opcję, żeby sprzedać to odziedziczone mieszkanie i jeśli będzie to konieczne, zatrudnić opiekunkę, bo na córkę raczej nie można liczyć.

Ale ostatnio w końcu zrozumiałam, dlaczego córka z zięciem nie przejmują się kwestią mieszkania – liczą na to, że oddam im swoje dwupokojowe mieszkanie, a sama przeniosę się do ich kawalerki.

Córka najpierw zadzwoniła do mnie i powiedziała, że musi ze mną porozmawiać, a potem przyjechała i oznajmiła radosną nowinę – jest w ciąży.

Bardzo się ucieszyłam i pogratulowałam jej. Potem pytam, o czym chciała ze mną porozmawiać.

– O czym? Naprawdę się nie domyślasz, mamo? – mówi córka, głaszcząc się po brzuchu.

– Nie – mówię stanowczo. – Nie domyślam się.

– Mamo, wkrótce będzie nas troje i w kawalerce będzie nam za ciasno.

– Przecież sama ci o tym nie raz mówiłam, prosiłam, żebyście nie marnowali pieniędzy, tylko odkładali na mieszkanie – przypomniałam jej.

– Ale po co nam kupować mieszkanie, skoro mamy twoje? Mamo, musimy się wymienić mieszkaniami – ty przeprowadzisz się do naszej kawalerki, a my do twojego dwupokojowego mieszkania, i tyle – z radością oznajmiła córka.

Dobrze, że siedziałam, kiedy to mówiła. Czyli ja, kobieta przed emeryturą, mam się wyprowadzić z własnego mieszkania tylko dlatego, że młodzi szukają najłatwiejszego rozwiązania? O nie, tak nie będzie. Powiedziałam to córce prosto z mostu, żeby nawet nie liczyła na taki wariant.

I wtedy się zaczęło! Zaczęła mi zarzucać, że jestem złą matką, że nie myślę o dzieciach ani wnukach, i że kiedy dziecko się urodzi, to nawet nie pozwoli mi go zobaczyć.

Później trochę się uspokoiła i zaczęła mnie błagać, żebym się zgodziła, bo jest w ciąży i nie można jej teraz odmawiać.

Nie wierzę w zabobony, więc odmówiłam. Teraz córka ze mną nie rozmawia, nawet nie odbiera telefonu, kiedy dzwonię, żeby zapytać, jak się czuje.

O co tu chodzi? Co mam teraz zrobić? Czy naprawdę jestem złą matką? Czy to córka za dużo sobie życzy?