Moja synowa niedawno zaczęła zaglądać do mojej kieszeni, czyli liczyć moje pieniądze. Ale sama jestem sobie winna — przyzwyczaiłam ich, że nigdy nie przychodzę do nich z pustymi rękami. Samochodzik, dobra książka, duży zestaw klocków, ubrania… Wnuka bardzo kocham, więc starannie planuję budżet z emerytury tak, by dla niego zostało jak najwięcej. Nawet gdy Anna prosi mnie po prostu, by z nim posiedzieć, i tak przynoszę mu coś.
W domu mieszkam sama, więc mam kotkę. Niedawno moja przyjaciółka poleciła dobre witaminy dla niej. Drogie, prawda, ale co zrobić. Przeliczyłam, że do emerytury zostało mi jeszcze trochę pieniędzy, więc kupiłam te witaminy. Telefon od Anny z prośbą, bym posiedziała z wnukiem, był dla mnie niespodziewany. Pójście z pustymi rękami wydało mi się nie na miejscu.
W myślach przeliczyłam, ile muszę zostawić na najpotrzebniejsze produkty — mleko, chleb, trochę kiełbasy — a za resztę kupiłam samochodzik, prosty, plastikowy. Wnuk się ucieszył — dla niego to bez znaczenia, liczy się uwaga, a nie cena. A synowa, obracając zabawkę, zobaczyła naklejoną na spodzie cenę i skrzywiła się.
Nie bardzo mi się to spodobało, ale postanowiłam nie zwracać na to uwagi. Anna poszła, a my z wnukiem wesoło spędziliśmy czas. Potem wrócił z pracy mój syn. Przy herbacie opowiedziałam mu, że nasza kotka jest już stara, czuje się coraz gorzej i że kupiłam jej drogie witaminy. Michał bardzo kochał naszą kotkę i zaproponował, że odda mi pieniądze za witaminy, ale odmówiłam.
Około tydzień później spotkałam Marię (matkę mojej synowej) w sklepie. Od niej dowiedziałam się, że Annie nie spodobało się ani to, że kupiłam wnukowi tanią zabawkę, ani to, że kupiłam drogie witaminy dla kotki.
Maria, nakręcona przez córkę, również wyraziła mi swoje pretensje, że przede wszystkim trzeba myśleć o wnuku, a nie zbywać go chińskim plastikiem. A ja dbam o starą kotkę bardziej niż o dziecko. Pożegnałam się z nią, nawet nie próbując niczego wyjaśniać.
Dwa dni później syn zaprosił mnie do siebie, aby omówić pewną sprawę. Kiedy weszłam do mieszkania, synowa nawet się ze mną nie przywitała, pokazując całym swoim wyglądem urazę. Zawołałam wnuka, żeby dać mu tradycyjny mały prezent, ale Anna zabroniła wnukowi cokolwiek ode mnie brać. Wtrącił się syn, nakrzyczał na nią, żeby nie urządzała scen. Ale synowa zaczęła na niego krzyczeć: „Twoja matka wydaje szalone pieniądze na kotkę, a rodzonemu wnukowi przyniosła plastikowy tani samochodzik! To normalne? Jaka ona jest po tym babcia?”
Było mi bardzo przykro to wszystko słyszeć: jeden jedyny raz wydałam na wnuka mniej i już — nie zasługuję na miano babci. Przeprosiłam i wyszłam. Na swoje urodziny synowa mnie nie zaprosiła, nadal się złości. Nawet przez chwilę pomyślałam, że wkrótce będę winna temu, że płacę za ogrzewanie: mogłabym nie płacić, a wnukowi coś kupić.
Nigdy bym nie pomyślała, że moja synowa jest taka materialistyczna. Myślałam, że pogniewa się dzień czy dwa i jej przejdzie, ale wygląda na to, że synowa nie chce się ze mną pogodzić. Jest mi bardzo przykro, bo szczerze nie rozumiem, co takiego złego zrobiłam.