Od rana krzątałam się w kuchni, bo chciałam w nowym mieszkaniu godnie przyjąć gości. Przepełniały mnie pozytywne emocje, wydawało mi się, że życie się udało. Ale właśnie ten dzień stał się przełomowym w moich relacjach z córką. Tak jak się umówiliśmy, równo o dwunastej córka i zięć zadzwonili do drzwi mojego mieszkania. – Jak tu pięknie! To mieszkanie moich marzeń! – Anna od progu zaczęła wychwalać moje lokum. Byłam pewna, że córka tak bardzo cieszy się moim szczęściem, ale Anna myślała tylko o sobie.

Myślałam, że na starość będę mogła wreszcie żyć w komforcie, ale moja córka mnie zaskoczyła – uznała, że powinnam jej oddać to mieszkanie.

Nakryłam do stołu, spędziliśmy miły wieczór. A gdy zięć wyszedł na balkon zaczerpnąć świeżego powietrza, córka powiedziała, że musimy porozmawiać.

– Mamo, ty tak na serio? – zapytała. – Naprawdę zamierzasz sama mieszkać w tym pałacu, a mnie, swojej jedynej córce, zostawić starą babciną kawalerkę? Żadna matka, która wyjechała za granicę do pracy, by tak nie zrobiła. Nawet rodzice Jarosława się ze mnie śmieją.

Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, więc ta rozmowa bardzo mnie zabolała. Nawet nie pomyślałam, że moja córka może liczyć na moje mieszkanie.

Wychowywałam Annę sama, bo szybko owdowiałam. Ale miałam bardzo dobrą teściową, i gdyby nie ona, nie wiem, jak bym sobie poradziła.

Teściowa zabrała nas do siebie, do swojego dwupokojowego mieszkania. Żyłyśmy tam we trójkę, a ona stała się dla mnie jak druga matka.

Gdy Anna wyjechała na studia, ja również zdecydowałam się na wyjazd – do Szwecji, do pracy.

Moja przyjaciółka była tam już od kilku lat i podsunęła mi ten pomysł. Mówiła, że można zarobić na mieszkanie, a ja rzeczywiście pomyślałam, że starość nie jest tak daleko i trzeba też zostawić coś córce.

O Annę dbała babcia. A gdy teściowa zmarła, okazało się, że zapisała swoje mieszkanie wnuczce.

Anna wyszła za mąż i razem z mężem przeprowadzili się do mieszkania babci. Tak, budynek był stary, układ mieszkań nie najlepszy, ale wtedy pokryłam im całkowity remont.

Potem zaczęłam odkładać na własne mieszkanie. Nie chciałam po powrocie przeszkadzać córce, dlatego rozumiałam, że powinnam kupić sobie coś oddzielnego.

I gdy w końcu udało mi się uzbierać jakąś sumę, córka zaczęła nalegać, żebym kupiła zięciowi samochód, bo bardzo go potrzebował do pracy.

Oddałam im na to 12 tysięcy euro, odkładając w czasie zakup własnego mieszkania.

Moje marzenie spełniło się dopiero po pięciu latach, gdy w końcu kupiłam dla siebie dwupokojowe mieszkanie. Zrobiłam piękny remont i już planowałam powrót do domu.

Ale córka znowu potrzebowała pieniędzy – tym razem 10 tysięcy euro na rozwój wspólnego biznesu z mężem. Nie miałam takich pieniędzy, więc zostałam w Szwecji jeszcze rok, żeby pomóc dzieciom otworzyć własną firmę.

A potem pomyślałam, że ja też nie chcę wracać z pustymi rękami – muszę mieć coś dla siebie, więc przedłużyłam pobyt o kolejny rok.

Latem tego roku w końcu wróciłam do domu. Powoli zaczęłam się urządzać.

Córka kręciła się wokół mnie, aż w końcu otwarcie powiedziała, że bardzo podoba jej się moje mieszkanie i że bardziej pasowałoby im tu mieszkać niż mnie, bo ile miejsca potrzeba jednej osobie?

Wychodziło na to, że powinnam oddać klucze do mojego nowego mieszkania córce i zięciowi, a sama wrócić do starego mieszkania teściowej. Zaczęłam tam, a teraz miałam tam skończyć.

Ale moja przyjaciółka, ta sama, która kiedyś namówiła mnie na wyjazd do Szwecji, nie mogła tego pojąć.

– Po co tyle lat pracowałaś, skoro nic dla siebie nie masz? Nie oddawaj mieszkania. Sama na nie zarobiłaś.

Teraz stoję przed trudnym wyborem i nie wiem, co powinnam zrobić.

Czuję, że jeśli nie oddam córce mieszkania, nasze relacje na zawsze się pogorszą.

Decyzja nie jest łatwa.