„– No i do czego to doszło! – wzdycha Anna. – Całe życie starałam się dla córki. Wykształciłam ją, wychowałam, postawiłam na nogi, wydałam za mąż. Dla przyszłego dziecka nakupiłam całe góry rzeczy! Zawsze oddawałam jej wszystko, co najlepsze! A dla mnie steka pożałowali. Córka zdaje się nawet nie zrozumiała, co się stało

– We wtorek w zeszłym tygodniu przyjechałam z daczy do przychodni, musiałam przejść pewne badania – opowiada Anna. – Myślałam, że szybko wszystko załatwię i zdążę z powrotem na daczę na autobus o dziesiątej. Ale okazało się, że go odwołali! Tylko pociąg elektryczny o drugiej, więc pół dnia trzeba było gdzieś się podziać. Postanowiłam więc pojechać do córki. Byłam niesamowicie głodna, bo przyjechałam do przychodni na czczo, od wczorajszego wieczoru nic nie jadłam. A w domu nic do jedzenia, lodówka wyłączona od marca, kiedy wyjechaliśmy na daczę…

Córka Anny, Olga, ma dwadzieścia siedem lat i kilka tygodni temu poszła na urlop macierzyński. Do pojawienia się dziecka jest jeszcze sporo czasu, ale córka głównie siedzi w domu, ma pewne problemy. Wychodzi co najwyżej posiedzieć na ławce w pobliskim skwerze albo do najbliższego sklepu po owoce czy mleko.

– Zadzwoniłam do niej: jesteś w domu, mówię, mogę wpaść? – opowiada Anna. – Olga odpowiada: no a gdzież bym była, przyjeżdżaj, oczywiście… Przyjechałam, mówię: Olga, tak jestem głodna, że sił nie mam. Masz coś do jedzenia?.. Wyciągnęła dla mnie garnuszek z kaszą gryczaną, zaparzyła herbatę. No, były tam jakieś obwarzanki, cukierki, dżem, jabłka na stole… I wtedy przychodzi z pracy zięć!

Zięć Anny pracuje jako administrator systemów w dużej firmie, zmiany po dwanaście godzin, dwa na dwa. Tego dnia wrócił z nocnej zmiany.

– Przyszedł, rozebrał się, umył ręce i od razu do kuchni! – kontynuuje Anna. – Przywitał się, oczywiście. Siada za stołem i też: Olga, jestem głodny jak wilk, mamy coś do jedzenia? A co ty na to – moja Olga, skąd tylko, wyciąga mu barszcz ze śmietaną, wyjmuje z piekarnika duży stek z warzywami, tę samą kaszę gryczaną nakłada, ale nie jak mnie, jako danie główne, tylko na przystawkę… Patrzę i myślę: no proszę! Matce, znaczy się, herbata z obwarzankami i sucha kasza, a mężowi – obiad z trzech dań…

Annę po prostu przepełniły emocje.

– No i do czego to doszło! – wzdycha Anna. – Całe życie starałam się dla córki. Wykształciłam ją, wychowałam, postawiłam na nogi, wydałam za mąż. Dla przyszłego dziecka nakupiłam całe góry rzeczy! Zawsze oddawałam jej wszystko, co najlepsze! A dla mnie steka pożałowali… Wstałam od stołu, powiedziałam „dziękuję” i poszłam do wyjścia…

Córka zdaje się nawet nie zrozumiała, co się stało.

– Dzwoni do mnie wieczorem, jak gdyby nigdy nic, omawiamy z nią wózek, przesyła jakieś propozycje, mówi: zobacz, który ci się bardziej podoba. Mówię: a mnie to obojętne, bierz, jaki chcesz! Ona pyta: mamo, a co się stało? No to jej wszystko wygarnęłam. Że nie można tak z matką! Poczułam się jak człowiek drugiej kategorii. Bardzo przykro!

Najbardziej przykre jest to, że córka w tej sytuacji nie czuje się winna.

– Mówi: nie uprzedziłaś, że przyjedziesz na obiad, nie czekałam na ciebie! Miałam tylko jednego steka, przygotowałam go dla męża, wiedziałam, że wróci z pracy głodny. Człowiek pracował całą noc! Musi normalnie zjeść, on będzie jedynym żywicielem rodziny przez najbliższe kilka lat…

A może córka ma rację, najlepszy kawałek rzeczywiście trzeba oddać żywicielowi rodziny? Matka w końcu naprawdę nie uprzedziła o swojej wizycie. No, taka sytuacja się zdarzyła, że była jedna porcja, obrazowo mówiąc, na dwoje. Dziewczyna oddała ją mężowi, a mamę nakarmiła tym, co znalazła w lodówce.