„Nakupiłam smakołyków i w czwartek rano wyruszyłam w drogę. Podróż zajęła trochę ponad 20 godzin, ale minęła jak jedna chwila, tak bardzo czekałam na spotkanie z bliskimi – z mężem i synem. Zamiast tego na moim podwórku czekała na mnie jakaś nieznajoma kobieta. Miała na sobie mój ulubiony frotowy szlafrok, który mąż kiedyś podarował mi na urodziny. – Kim pani jest? I co pani robi na moim podwórku w moim szlafroku? – zapytałam od razu, nawet się nie witając. – Jestem Olga. I to mój szlafrok, bo jak się okazało, Michał kupił nam obojgu takie same – obca kobieta otwarcie się ze mnie śmiała

– Co, jutro już do domu? – zapytała mnie Aleksandra, moja przyjaciółka, którą poznałam w Wielkiej Brytanii.

– Tak – odpowiedziałam radośnie. – Nareszcie! W końcu zobaczę męża, dzieci, wnuki! Gdybyś wiedziała, jak za nimi tęskniłam!

Aleksandra uśmiechnęła się. Doskonale znała to uczucie tęsknoty za bliskimi, bo była na emigracji jeszcze dłużej niż ja.

Mam za sobą tylko trzy lata pracy za granicą, a ona ma ich już dwadzieścia. Była jedną z pierwszych, które tu przyjechały, i już sama nie wie, gdzie czuje się jak w domu – tutaj, w Rzymie, czy u siebie na wsi.

Aleksandra często narzeka, że gdy przyjeżdża do domu, mąż zamienia z nią tylko kilka słów, a potem idzie zająć się swoimi sprawami na cały dzień.

A dzieci tak się od niej odzwyczaiły, że przychodzą tylko w dniu jej przyjazdu, dzielą pieniądze, a potem nawet nie dzwonią, by zapytać, czy mama czegoś potrzebuje.

U mnie sytuacja była inna. My z mężem zawsze żyliśmy dobrze. Mamy dorosłego syna.

Mój mąż zawsze dobrze zarabiał, jeździł nawet za granicę na budowy, skąd przywoził spore sumy, więc na wszystko nam wystarczało. Jedynym minusem było to, że męża przez pół roku nie było w domu.

Przy takim dobrym mężu nawet nie musiałam pracować, mogłam sobie pozwolić na bycie gospodynią domową – wychowywałam syna, dbałam o dom.

Zbudowaliśmy sobie ładny dom. Potem postanowiliśmy zbudować drugi obok, dla syna, żeby po ślubie mógł od razu zamieszkać sam, ale blisko nas.

Wszystko szło dobrze, dom dla syna budował się dość szybko. Ale cztery lata temu mąż z powodu złego samopoczucia wrócił do domu. Myślał, że trochę się podleczy i pojedzie z powrotem, ale wszystko się przedłużyło, i Michał osiadł w domu. Dom dla syna pozostał niedokończony.

Zaczęliśmy się zastanawiać, co robić? Bo ani w tę, ani w tamtą stronę. I wtedy mąż powiedział, że teraz moja kolej, żeby zarabiać pieniądze, i że muszę pojechać za granicę, żeby dokończyć budowę domu.

Na początku myślałam, że żartuje. Ale nie, mąż mówił poważnie, że skoro on teraz nie może zarabiać, to ja powinnam.

– Michał, co ty mówisz, przecież ja nigdy dalej niż do naszego miasta powiatowego nie byłam – próbowałam wyjaśnić mężowi, że z jego pomysłu nic nie wyjdzie.

– To właśnie czas, żeby pojechać i coś zobaczyć. Inne kobiety jakoś sobie radzą, to i ty dasz radę – Michał udawał, że wierzy we mnie i że wszystko się uda, bo dla nas ważne było dokończenie budowy domu dla syna.

Płakałam, byłam zła na męża, ale ostatecznie sama wszystko dobrze przemyślałam i postanowiłam spróbować. Pomyślałam, że jeśli mi się spodoba – zarobię pieniądze, a jeśli nie – wrócę do domu, bo nic nie tracę.

Tak stałam się emigrantką. Na szczęście od razu spotkałam tu Aleksandrę, takich ludzi jak ona na świecie jest niewiele. Osoba, która praktycznie w ogóle mnie nie znała, tak mi pomogła na obczyźnie, że nie każda rodzona siostra by tak zrobiła.

Przez trzy lata nie wracałam do domu, nawet na urlop. Bałam się, że jak tylko przekroczę próg rodzinnego domu, to nie będę chciała wracać do Wielkiej Brytanii.

Postawiłam sobie cel – dokończymy dom dla syna, a ja od razu wracam do domu, do bliskich, za którymi bardzo tęskniłam.

I w końcu ten moment nadszedł, postanowiłam wrócić, bo dom był gotowy, a syn już się do niego wprowadził ze swoją narzeczoną.

Zostało jeszcze kupić jakiś sprzęt, ale nie mogłam dłużej czekać, więc postanowiłam wrócić do domu. Mężowi i synowi nic nie powiedziałam o swoim przyjeździe, chciałam zrobić im niespodziankę, wyobrażałam sobie, jak się ucieszą.

Aleksandra, gdy to usłyszała, zaczęła pukać się w czoło, mówiąc, że to nie jest najmądrzejsza decyzja i że powinnam powiadomić bliskich.

Ale ja nakupiłam smakołyków i w czwartek rano wyruszyłam. Podróż zajęła trochę ponad 20 godzin, ale minęła mi jak jedna chwila, tak bardzo czekałam na spotkanie z bliskimi – z mężem i synem.

Zamiast tego na moim podwórku czekała na mnie jakaś nieznajoma kobieta. Miała na sobie mój ulubiony frotowy szlafrok, który mąż kiedyś podarował mi na urodziny.

Najpierw z daleka myślałam, że to może być moja przyszła synowa, ale gdy podeszłam bliżej, zrozumiałam, że to nie ona, i że coś tu jest nie tak. Kobieta była ode mnie młodsza o jakieś 10-15 lat, ale dla synowej była zdecydowanie za stara.

– Kim pani jest? I co pani robi na moim podwórku w moim szlafroku? – zapytałam od razu, nawet się nie witając.

– Jestem Olga. I to mój szlafrok, bo jak się okazało, Michał kupił nam obojgu takie same – obca kobieta otwarcie się ze mnie śmiała.

– A gdzie Michał?

– Pojechał załatwiać sprawy, powiedział, że wróci po południu. Mamy więc czas, żeby porozmawiać. Proszę wejść do domu – mówi.

Byłam wstrząśnięta – kochanka mojego męża rządziła się w moim domu.

Olga opowiedziała mi, że jej związek z Michałem trwa już ponad 10 lat. Poznali się za granicą. A odkąd wyjechałam do Wielkiej Brytanii, praktycznie mieszkają razem.

Najbardziej przykro mi było, że mój syn o wszystkim wiedział i milczał. Co to jest? Męska solidarność? Czy obojętność?

Przecież to dla niego wyjechałam, a on odpłacił mi taką monetą. Nie spodziewałam się takiego podstępu ze strony mojego syna.

A ze strony męża – tym bardziej. Przez ile lat żył w kłamstwie? Jak tak można?

Olga opowiedziała mi wszystko i pojechała, mówiąc, że powinniśmy sami to rozwiązać. Ale uprzedziła, że jeśli odejdę od Michała, to ona go do siebie zabierze, na pewno go nie wypuści, czekała na niego zbyt długo.

Mąż wie, że wiem o wszystkim, ale milczy, chodzi jak zmokły pies. Taka to niewesoła sytuacja.

Co mam zrobić – nie mam pojęcia.

Zadzwoniłam do Aleksandry, wszystko jej opowiedziałam, a ona wcale się nie zdziwiła. Powiedziała, żebym wróciła do Wielkiej Brytanii, a mąż niech robi, co chce.

Ale ja chcę wszystko poukładać. Tylko nie wiem, jak to zrobić. Kto by pomyślał, że wszystko się tak potoczy?