Mieszkamy z mężem na wsi, niedaleko od miasta wojewódzkiego. Mamy duży dom, który budowaliśmy praktycznie przez całe życie. Marzyliśmy, że gdy nasz jedyny syn, Roman, się ożeni – przyprowadzi synową do domu i będziemy wszyscy żyć jako jedna wielka, szczęśliwa rodzina.
Niedawno Roman się ożenił, jego żoną została Anna – dziewczyna o pięć lat młodsza od niego. Anna niedawno ukończyła studia, pochodzi również ze wsi, ale z innego powiatu. Po ślubie młodzi zamieszkali z nami, a synowa, mimo swojego młodego wieku, od razu zaczęła wprowadzać swoje porządki.
Mamy dwupiętrowy dom, a synowa od razu zaproponowała, abyśmy oddali im drugie piętro i zrobili dwa osobne wejścia. Byłam przeciwna temu pomysłowi, uważam, że najpierw powinniśmy się wszyscy wspólnie zaaklimatyzować, zobaczyć, jak Anna radzi sobie jako gospodyni, a dopiero potem można rozmawiać o podziale majątku. W końcu dlaczego miałabym oddawać od razu wszystko jakiejś dziewczynie, skoro zdobywaliśmy to przez całe życie ciężką pracą?
Pierwsze trzy miesiące wspólnego życia były trudne. Anna już kilka razy pakowała rzeczy i wyjeżdżała do swoich rodziców. A wszystko dlatego, że zrobiłam jej kilka uwag. Zamiast się ode mnie uczyć – obraża się.
Teraz razem z synem postanowili wynająć mieszkanie, aby żyć osobno. A w przyszłości planują wziąć kredyt i kupić własne mieszkanie. Synowa nawet podjęła pracę na dwóch etatach, a mojego syna również zmusza do ciężkiej pracy. Ale po co jej to wszystko? Przecież gdy nas zabraknie, syn odziedziczy dom. Wtedy będą mieć i własne mieszkanie, i duży dom – po co im aż tyle? Przecież to nierozsądne wydatki, które w żaden sposób się nie zwrócą.
Moje próby rozmowy z synem zakończyły się niepowodzeniem, bo nie jestem w stanie na niego wpłynąć. Jej wola jest o wiele silniejsza niż jego. I choćby nie wiem jak próbował z nią rozmawiać, to nic nie daje. Nie obwiniam go za to, bo jest po prostu osobą, która nie potrafi narzucać swojego zdania innym.
Bez wątpienia miałam myśli, żeby porozmawiać z jej rodzicami, ale jestem pewna, że poprą swoją córkę. Zawsze była samodzielna. Rodzice mojej synowej to prości ludzie ze wsi, nie są w stanie pomóc jej finansowo. Ale ona i bez tego dobrze sobie radzi.
Jej główny argument to samodzielne życie, do którego jest przyzwyczajona. Nie chce gotować na jednej kuchni ze mną. A ponieważ odmówiłam oddania im drugiego piętra, zrobienia osobnego wejścia i dwóch kuchni, Anna namówiła mojego syna i teraz wyprowadzają się zupełnie od nas.
W ogóle nie rozumiem, jak można się tak zachowywać wobec rodziców męża. Co to za młodzież? Skoro została żoną mojego syna, to wydaje mi się, że byłoby całkowicie sprawiedliwe, gdyby szanowała tradycje naszej rodziny.
Boję się, co powiedzą ludzie na wsi, że jesteśmy tacy dobrzy, że jedyny syn od nas odszedł i wynajął mieszkanie. Jednak razem z mężem postanowiliśmy zaakceptować ich wybór. W końcu są młodzi i mają prawo do popełniania błędów. Poza tym to ich życie, którego nie mamy prawa układać po swojemu. Jeśli chcą wziąć kredyt i spłacać go przez pół życia, wierząc w swoją samodzielność – niech tak będzie. W końcu to unikalne doświadczenie, które każdy powinien zdobyć.
Jeszcze nie wiadomo, czy w takich warunkach ich małżeństwo przetrwa.