Uważam, że kobieta powinna wyglądać stosownie do swojego wieku. Nieważne, czy jest szczupła, czy nieco bardziej zaokrąglona, ale na przykład dwuczęściowego stroju kąpielowego po pięćdziesiątce nie trzeba już nosić!
I nie ma sensu gonić za młodzieżową modą, bo w naszym wieku wygląda to jeszcze śmieszniej. Ja na przykład nigdy nie założyłabym sukienki do sportowych butów, choć córka bardzo mnie do tego namawiała!
Ale mam przyjaciółkę Jūratę, która jakby wróciła do dzieciństwa. Pokłóciłyśmy się i teraz już nie rozmawiamy.
A wszystko zaczęło się od drobiazgów. Pół roku temu poszłyśmy na urodziny wspólnej koleżanki. Jest w naszym wieku, w tym roku wszystkie skończyłyśmy 49 lat. Postanowiła świętować w kobiecym gronie, bo sama nie wyszła za mąż. A my cieszyłyśmy się, że możemy trochę odpocząć od mężczyzn!
Zaniemówiłyśmy, gdy pojawiła się Jūratė. Święta ziemia!
Skórzane legginsy, wielka koszulka i sportowe buty. I to jakie buty! Wyglądały jak dwa statki kosmiczne. A fryzura i makijaż kompletnie mnie zszokowały.
Wieczna blondynka Jūratė pofarbowała włosy na czarno i związała je w sztywny koński ogon na czubku głowy.
Coś mi się kojarzyło, ale nie mogłam sobie przypomnieć – może jakaś aktorka albo piosenkarka? Ale wyglądała naprawdę dziwnie.
To przecież mój obowiązek jako przyjaciółki powiedzieć jej prawdę – dlaczego tak się ubiera i przynosi sobie wstyd?
Potem spotkałam Jūratę w sklepie i znów mnie zaskoczyła. I to jak! Miała na sobie podarte dżinsy z wycięciami w „najciekawszych miejscach”. Koszulka tym razem była odwrotnością tej poprzedniej – wyglądała, jakby była o dwa rozmiary za mała, a jej biust ledwo mieścił się w trójkątnym dekolcie!
Zrobiłam rundkę wokół sklepu, żeby z nią się nie spotkać – jeszcze ludzie pomyślą, że też ścigam młodość!
Wieczorem, po zebraniu myśli, wybrałam numer Jūratė:
– Jūratė, cześć! Co robisz? Chciałam porozmawiać.
– Cześć, Irena! Sprzątam w domu. Mąż przyniósł jagnięcinę – kolega go poczęstował. Wkrótce zaproszę cię na plov, czekaj! – zaśmiała się przyjaciółka.
Starałam się zachować całą swoją subtelność i spokój:
– Jūratė, widziałam cię wczoraj w sklepie. Tylko się nie obraź, ale jako przyjaciółka nie mogę milczeć. Kto ci to powie, jeśli nie ja? Tak się nie ubieraj! No po prostu nie wypada!
Po drugiej stronie zapadła cisza na kilka sekund.
– Irena, a ja ci już mówiłam, że to nie twój interes? Jeśli chodzisz jak szary słoń, a nie, jak wielka szara kupa, to nie znaczy, że wszyscy mają tak wyglądać! – wykrzyczała Jūratė do telefonu.
– Teraz się złościsz, ale ja ci dobrze życzę, zrozumiesz to później! Przecież masz dobrą figurę, możesz wybierać coś bardziej odpowiedniego do wieku… – próbowałam delikatnie kontynuować.
– Idź ty sobie, jeśli nie potrafisz normalnie rozmawiać! Na twoim miejscu pilnowałabym, żeby mąż nie zaczął oglądać się za młodszymi. Na ciebie nawet patrzeć się nie da bez łez – te twoje słowiańskie dzianinowe sukienki, zero makijażu, wiecznie niezadowolona mina!
– I więcej do mnie nie dzwoń! – rzuciła Jūratė i się rozłączyła.
Już się na nią nie gniewam, choć na początku oczywiście byłam zdenerwowana. Ale przecież mówiła to ze złości, a w głębi duszy wie, że mam rację.
Jeszcze moja babcia mawiała: każda roślina ma swój czas. My już swoje przeżyłyśmy, nie ma co gonić za młodością!