Mój syn, Artur, po ukończeniu szkoły poszedł na studia do stolicy. Nasza wieś jest dość daleko od miasta, żyliśmy skromnie, więc Artur nie mógł często przyjeżdżać. Już na drugim roku zaczął mieszkać z jakąś dziewczyną. Niedługo potem urodził im się syn.
Oczywiście razem z mężem spakowaliśmy mnóstwo prezentów i pojechaliśmy ich odwiedzić i poznać się. Dziewczyna wydawała się w porządku. W mieszkaniu panował bałagan, ale pomyśleliśmy, że to przez obecność małego dziecka, które zmienia rytm życia. Nie zostaliśmy długo – rano przyjechaliśmy, a po południu już wracaliśmy, bo mieliśmy gospodarstwo, które nie mogło zostać bez opieki.
Tak minęło pięć lat: rozmawialiśmy przez telefon i przesyłaliśmy paczki. Wiosną jednak straciłam męża. Straciłam oparcie i towarzysza życia. Byliśmy razem od szkoły i nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Nie mogłam nawet wstać z łóżka. Dobrze, że syn wszystkim się zajął. Po pogrzebie zaproponował, żebym trochę u niego pomieszkała, bo sama wyglądałam jak lunatyczka.
To był pierwszy raz, kiedy odwiedziłam ich na dłużej niż trzy godziny. Na początku Artur był na urlopie, a ja, pogrążona w żałobie, mało na co zwracałam uwagę. Ale potem… Kiedy syn wrócił do pracy, zostałam sama z synową. I to, co zobaczyłam i usłyszałam, było szokujące. Jak ona wychowuje swoje dziecko? To nie do wiary!
Wszystko zaczyna się o świcie. Budzi malca o szóstej rano i zaczyna robić z nim jakieś ćwiczenia. Potem obciera go zimnym ręcznikiem. Dziecko, o szóstej rano! Nie mogłam milczeć i poprosiłam ją, żeby nie eksperymentowała na moim wnuku. Na to odpowiedziała mi, dość niegrzecznie, że tak żyją i tak było jeszcze przed moim przyjazdem.
Jedzenie to kolejny problem. Mój syn, ona i ich dziecko – wszyscy jedzą jak wegetarianie. Kuchenka służy tylko do podgrzewania wody w czajniku. Wszystko gotują na parze. W lodówce poza warzywami i rybą nie ma nic. Upiekłam naleśniki, kupiłam do nich mleko skondensowane, a ona ani sama nie zjadła, ani dziecku nie dała, mówiąc, że zawierają gluten, a ona i dziecko mają nietolerancję.
Nie chciałam wciągać syna w te sprawy, bo wiedziałam, że żona ma na niego duży wpływ. Zaczęłam więc codziennie podpowiadać synowej, jak powinna gotować i karmić dziecko oraz męża. Doszło do tego, że przestałam dawać jej wnuka na ręce. Po prostu zamykałam się z nim w pokoju i nie pozwalałam jej przeprowadzać tych porannych zabiegów. Oczywiście, ona nie milczała.
Jest zupełnie niewychowana. Jeśli mnie wychowano w szacunku do starszych, to jej nie. Nigdy nie ustąpi. Ciągle coś jej nie pasuje w tym, co mówię. Prosiłam już syna, żeby na nią wpłynął, i on z nią rozmawiał. Ale czy to coś pomogło? Następnego dnia przestała w ogóle odpowiadać na moje pytania.
Potem zaczęłam zwracać uwagę na wnuka. Boże drogi, to dziecko nie przypomina mojego syna ani trochę. Czy on naprawdę nie widzi, że wychowuje dziecko swojej żony z kimś innym? Powiedziałam to synowej wprost, że wszystko wiem.
Wiecie, co zrobiła? Nagrywała nas przez kilka dni na kamerę. I nagrała wszystko, co działo się w domu. Mój syn po prostu zebrał wszystkie moje rzeczy i zawiózł mnie na dworzec, mówiąc: „Sam kiedyś do ciebie przyjadę. Do mojej rodziny się nie zbliżaj”.
Takie słowa usłyszałam od własnego dziecka. Rozumiem, że to wszystko przez wpływ synowej i przez to, że poznałam jej tajemnicę. Ale jak bardzo jest mi przykro.
Co mam teraz zrobić? Sama nie potrafię żyć, a syn wystawił mnie przez jakąś kobietę. Jak wytłumaczyć mu, że został oszukany, i że życie w takich warunkach jest nie do przyjęcia?