Mojej mamy zabrakło, gdy byłam jeszcze zupełnie mała. Tata nie rozpaczał zbyt długo i niemal od razu ożenił się ponownie. Moja macocha pojawiła się w najlepszych tradycjach bajek o Kopciuszku: przynieś, podaj, a potem idź do swojego pokoju. Wkrótce macocha i tata doczekali się dziecka. To właśnie ciąża była powodem ich małżeństwa. Do moich obowiązków, oprócz sprzątania i pomocy w gotowaniu, doszło także pełnienie roli darmowej niani.
Miałam wtedy zaledwie dziesięć lat i byłam zmęczona słuchaniem, jaka to jestem niezdarna. Młodszemu bratu kupowano wszystko, rozpieszczano go i pielęgnowano, a mnie pomijano i kompletnie nie wspierano. Nosząc ubrania o kilka rozmiarów za duże, garbiłam się i starałam być jak najmniej widoczna.
Gdy brat trochę podrósł, od razu przeprowadzono go do mojego pokoju, a mnie przeniesiono do salonu. Nawet się tym nie przejęłam, bo spodziewałam się, że tak się stanie.
Trzeba jednak powiedzieć coś dobrego o moim ojcu. Od razu ukrócił zapędy mojej macochy, która próbowała podnosić na mnie rękę. Choć próbowała. Ciągle mi powtarzano, jaka to jestem brzydka i niezdarna, że żaden chłopak nigdy się mną nie zainteresuje, a całe życie będę na ich utrzymaniu…
Macocha często nazywała mnie głupią, a ja żyłam w przekonaniu, że jestem nikomu niepotrzebna. Bałam się, że pewnego dnia po prostu mnie wyrzucą na ulicę. Zresztą macocha regularnie dawała mi to do zrozumienia. Ten sądny dzień miał nadejść, gdy skończę osiemnaście lat. Wtedy miałam się wyprowadzić i przestać ich denerwować swoją obecnością.
Wakacje spędzałam u babci, podczas gdy rodzice z bratem jeździli nad morze. Babcia otwarcie mówiła, że nie lubiła mojej mamy, a jej brak uważa za coś dobrego. Słuchanie tego było nie do zniesienia.
Nie rozumiałam, dlaczego mnie nie oddali do domu dziecka. A potem prawda wyszła na jaw. Kilka miesięcy przed moją pełnoletnością przypadkiem usłyszałam rozmowę macochy z ojcem.
Przekonywała go, że nie zgodzę się na ich propozycję, a to, co planują, jest niewłaściwe. Ojciec jednak upierał się przy swoim, twierdząc, że wychowywał mnie przez dziesięć lat i nadszedł czas, bym “spłaciła dług”. Wtedy ukazało się prawdziwe oblicze mojej macochy – w przeciwieństwie do ojca miała choć odrobinę sumienia. Ojciec był pewien, że zgodzę się przepisać na niego mieszkanie. Po tym planował wyrzucić mnie na bruk.
Nadszedł ten dzień. Skończyłam osiemnaście lat. Macocha nawet upiekła tort, a tata podarował mi jakąś koszulkę. Przyszła babcia. Usiedliśmy przy stole, a tata wygłosił mowę o tym, że czas spłacić długi i że teraz jestem dorosła, więc powinnam być odpowiedzialna. Babcia mu przytakiwała. Następnie zaproponowali, byśmy od razu pojechali do notariusza, bym przepisała mieszkanie na ojca jako dowód wdzięczności za jego “dobroć”.
Babcia “przypomniała”, że moja mama chciała to zrobić, ale nie zdążyła… Ich miny były tak absurdalne, że wybuchnęłam śmiechem. Postanowiłam od razu odwdzięczyć się za wszystko. Dałam im tydzień na wyprowadzkę z mojego mieszkania. Czas start!
Co tu się działo! Tylko się uśmiechnęłam i wskazałam im drzwi. Spakowali się nie w tydzień, a w jeden dzień.
Dzień później ojciec przyszedł z rachunkiem… za moje utrzymanie przez osiemnaście lat. Kwota była dość spora. Wzruszyłam tylko ramionami i obiecałam spłacić “dług”.
Udało mi się niemal od razu znaleźć pracę w supermarkecie. Co miesiąc przesyłam ojcu jedną trzecią mojej pensji. Dla mnie to niewielka strata, a mieszkanie jest moje i żyję spokojnie.
Dobrze, że mama kiedyś o mnie zadbała.