Mój mąż odmawia przeznaczenia swojej pensji na jedzenie i inne, jak to nazywa, „niepotrzebne wydatki”. Mieszkamy z mężem w mieszkaniu moich rodziców. Żyjemy skromnie. No, może nie aż tak skromnie – na jedzenie wystarcza

Pomimo tego, że już i tak jesteśmy na dnie, mąż postanowił ogłosić całkowity reżim oszczędnościowy. Wpadł na „wspaniały” pomysł – postanowił oszczędzać na mieszkanie dla syna.

10 lat temu mąż przyjechał do mojego miasta do pracy. Jest budowlańcem. Przed naszymi ślubami całą pensję przelewał matce, zostawiając sobie tylko część na życie.

Gdyby miał głowę na karku, dawno by zaoszczędził na mieszkanie.

Po ślubie wszystko było w porządku. Tylko patrzył na moją mamę i babcię ostrożnie. Im dłużej żyliśmy razem, tym gorzej się z nimi obchodził.

Niedługo potem, po wypiciu kilku kieliszków, zaczął tłumaczyć mojej mamie, że mogłaby zrobić remont w tym mieszkaniu, zanim nas tu zamieszka.

Wtedy naszła mnie wątpliwość, czy wybrałam tego człowieka na męża? Ale ciąża wszystko poukładała – nie było już wyjścia. Pieniędzy nie starczyło nawet na mleko i pieluchy.

Mama opłacała za nas rachunki, kupowała jedzenie i leki. Ale ona też musiała za coś żyć!

A babcia pomagała, gdy miała taką możliwość. Rodzina męża zaraz po ślubie umyła ręce. Nawet nie brała udziału w przygotowaniach do ślubu – wszystko opłaciła moja strona.

Mimo to mąż nadal część swojej pensji przekazywał swojej matce. W tym czasie teściowa zrobiła remont w swoim trzypokojowym mieszkaniu, odnowiła meble i sprzęt, kilka razy wyjechała do sanatorium, a my przez 7 lat nawet nie opuściliśmy granic miasta. Kiedy mi to się znudziło, urządziłam mężowi awanturę.

Po śmierci teściowej mąż postanowił pokazać szlachetność i zrezygnował z odziedziczonego majątku na rzecz młodszego brata.

Okazuje się, że inwestował pieniądze w dom matki, stale jej pomagał i co? Pozostał przy skorupce? Próbowałam go przekonać, ale trzymał się swojego.

Wkrótce zauważyłam, że mąż stał się oziębły. Stał się też szorstki i zaczął skąpić na pieniądze. A matce wiecznie stawiał jakieś pretensje. O rozwodzie nawet nie myślałam, bo było mi szkoda syna. Bałam się, że sama nie poradzę sobie z dzieckiem.

Kilka razy rozmawialiśmy, że musimy zapewnić synowi mieszkanie. To było bardziej marzenie niż rzeczywistość. Ale nagle mąż wymyślił, jak to zrealizować.

W sprawie mieszkania zgodził się żyć w półgłodzie. Ale ja się nie zgadzam! Już jestem zmęczona tym ciągłym oszczędzaniem, a teraz on wymaga jeszcze większych oszczędności.

Wydaje mi się, że chce oszczędzać na własne mieszkanie, a nie na mieszkanie dla syna. Ostatnio nasze relacje stały się napięte, więc wymyślił sposób, aby zapewnić sobie bezpieczną przyszłość.

Gdy tylko zaoszczędzi potrzebną kwotę, od razu odejdzie. Kiedy wyraziłam swoje obawy, nie tłumaczył się, ale też ich nie potwierdził.

Jestem zmęczona biedą i upokorzeniami. Jeśli mąż nie przestanie tak postępować, po prostu go wyrzucę. Teraz nie daje pieniędzy na jedzenie i inne potrzeby domowe – mówi, że oszczędza na nieruchomości.

Co mam robić? Zamienił moje życie w koszmar, ale nie mogę go zostawić.