Mojego męża nie wychowywała jego biologiczna matka. Podczas naszego pierwszego spotkania Irena podkreśliła, jak ważną rolę odegrała w życiu mojego męża i jak teraz wszyscy powinniśmy być jej za to wdzięczni. Wdzięczności oczekiwała nie tylko od syna i męża, ale także ode mnie, swojej nowej synowej.
Irena wyszła za jego ojca, kiedy Adam miał zaledwie trzy lata. Biologiczna matka mojego męża opuściła rodzinę i wyjechała za granicę, za swoją szkolną miłością, gdy Adam miał półtora roku.
– Na początku mieszkaliśmy z moją matką – opowiadał ojciec mojego ówczesnego narzeczonego. – A potem spotkałem Irenę i wszystko się zmieniło.
Teściowa zamknęła oczy, widocznie pochwały bardzo jej się podobały.
– Mówimy ci to wszystko, żebyś była na bieżąco z naszymi sprawami rodzinnymi – kontynuowała przyszła teściowa – musisz wiedzieć, do jakiej rodziny wchodzisz.
Z tym, że „wchodzę do ich rodziny”, nie zgodziłam się od razu: miałam własne mieszkanie, planowaliśmy z Adamem mieszkać osobno, według własnych zasad. Mogłam szanować teściową za to, że wychowała syna męża jak własnego, ale co to zmieniało dla mnie osobiście? Teściowa to teściowa, niezależnie od tego, czy jest biologiczna, czy nie, a ja miałam swoją rodzinę.
Tak wtedy myślałam. Ale czas pokazał, że się myliłam, ponieważ teściowa zaczęła aktywnie ingerować w nasze życie. Podczas pierwszej wizyty w moim jednopokojowym mieszkaniu, tydzień przed naszym ślubem, powiedziała, że jest bardzo nieprzytulnie i trzeba zmienić zasłony, przy czym zaznaczyła, że zajmie się tym sama.
Wyjaśniłam jej, że nie zamierzam niczego zmieniać, bo wszystko mi pasuje.
– Mówię, że trzeba, to znaczy, że trzeba. Jeszcze nie wyszłaś za mąż, a już się sprzeciwiasz! Adam, powiedz jej!
– A co mi Adam może powiedzieć? – pytam. – To moje mieszkanie, moje żaluzje. Nie chcę niczego zmieniać w swoim domu.
– Jak można tak wypominać, że Adam będzie mieszkać na twoim terenie – zganiła mnie teściowa – ja też poszłam mieszkać na terenie męża, ale miałam prawo zmieniać wszystko, jak chciałam. I Adama wychowywałam, jak uważałam za słuszne, a mąż ani słowem się nie odezwał. A teściowa zawsze była ze mnie zadowolona. Przeżyj tak swoje życie, a potem mów, co chcesz i jak chcesz!
– Wybrała pani zasłony na terenie swojego męża – odpowiedziałam – a nie w jego matki domu. I ona nie mówiła pani, co ma wisieć w oknach, czy dobrze rozumiem?
– Ona mi ani słowa nie powiedziała, wręcz przeciwnie, była mi zawsze wdzięczna za to, że przyjęłam obce dziecko i wychowałam je jak własne – dumnie oznajmiła mi teściowa. – Dlaczego w ogóle prowadzimy tę rozmowę? Jeszcze nie jesteś synową, a już pokazujesz sceny? Adam, co będzie dalej?
Adam starał się wtedy złagodzić nieporozumienie, ale moja mama, dowiedziawszy się o tym, powiedziała:
– Jak ciężko ci z nią będzie! Zastanów się jeszcze raz! Twoja teściowa stanęła na piedestale i stoi jak pomnik, chociaż wiedziała, kiedy wychodziła za ojca Adama, że jest samotnym ojcem. Na co teraz się przechwala, że wychowała pasierba?
Ale tydzień przed ślubem nie chciałam się wycofywać. Miałam w głowie jeszcze różowy obłok, miłość, nadzieję na szczęśliwe życie rodzinne.
– Wszystko będzie dobrze, w końcu będziemy mieszkać u mnie – uspokajałam siebie i mamę.
Nasze życie rodzinne się zaczęło. Teściowa wtrącała się we wszystko. Zaczęło się od tego, że nie przestała myśleć o zasłonach i dwa tygodnie po ślubie przyprowadziła do mojego mieszkania teścia z wiertarką i karniszem.
Znowu próbowałam zaprotestować, ale Adam mnie zatrzymał: przecież mama się starała, wybierała…
– A ktoś ją prosił? – pytam. – Od razu uprzedziłam: to ja zdecyduję, co będzie w moim mieszkaniu, co będzie wisiało w oknach.
– Przyszliśmy w dobrej wierze – wtrącił się teść. – Irena poświęciła cały dzień, wybierała, kupowała. Przecież lepiej wie, przecież Adama wychowała, jest mu bliższa niż najbliższa, stara się dla niego.
– Dziękuję – odpowiedziałam. – Teraz postaram się sama.
Teściowie odeszli bardzo urażeni. Adam stał, nie wiedząc, co powiedzieć. Musiałam długo rozmawiać z mężem na temat tego, że jest dorosłym mężczyzną i trzeba wyznaczyć granice: miłość do matki to jedno, a nasza rodzina to osobna kwestia.
A miesiąc później Adam mówi, że zbliżają się urodziny mamy.
– Nie pójdę, twoja mama nie chce mnie widzieć – mówię. – Pomogę wybrać prezent, ale sama nie pójdę. To się nie skończy niczym dobrym, znowu zacznie mnie pouczać, znowu popsujemy nasze relacje.
– Powinnaś pójść – powiedział mąż tydzień później, kiedy prezent był już kupiony. – No wiesz, w każdej rodzinie różnie bywa. Pójdziemy, wręczysz bukiet, przeprosisz za swoje słowa i się pogodzicie.
Moim zdaniem, nie miałam za co przepraszać, więc po prostu nie poszłam na jubileusz teściowej. Adam poszedł na urodziny mamy sam. Wrócił późno, bardzo zasmucony.
– To były pierwsze urodziny mamy, odkąd zostałaś synową. Nie doczekała się ani przeprosin, ani życzeń od ciebie. Przecież to ona mnie wychowała!
Te pierwsze urodziny pani Ireny w roli mojej teściowej były też ostatnimi. Kilka miesięcy później nas z Adamem oficjalnie rozwiedli.
Od tego czasu minęło sześć lat. Mam teraz inną rodzinę, męża, córkę i wspaniałych teściów. Mojego byłego męża nie widziałam ani razu po rozwodzie. Jestem przekonana, że w naszym przypadku rozwód był najlepszym wyjściem z sytuacji.