– Mam cię dość, nie mogę cię już więcej widzieć i nie chcę cię znać. Jesteś beznadziejna, nieudolna i gruba – krzyczał mój mąż, gorączkowo upychając moje rzeczy do torby.
Najgorsze było to, że nie mogłam zrozumieć, za co tak bardzo się na mnie zdenerwował i dlaczego nagle postanowił mnie wyrzucić, bez żadnych wyjaśnień. Przecież nigdy nawet poważnie się nie pokłóciliśmy.
Po prostu mnie podeptał i wyrzucił razem z moimi rzeczami. Tak się spieszył, żeby mnie wystawić, że sam mnie spakował.
Wydawało się, że moje życie się skończyło… Siedziałam na torbie na klatce schodowej, nie będąc w stanie się ruszyć, a w głowie, jak młot, uderzała jedna i ta sama myśl: „Beznadziejna, nieudolna i gruba”.
Nie mogłam pojąć, dlaczego mnie tak nazwał. Nigdy nie narzekał na porządek w naszym mieszkaniu; zawsze chwalił, jak gotuję; starałam się dobrze wyglądać.
Najgorsze było to, że nie dał mi nawet możliwości się wypowiedzieć, niczego nie wyjaśnił. Wpadł do mieszkania, od razu zaczął krzyczeć i pakować moje rzeczy.
Nagle usłyszałam trzask drzwi na klatce, co wyrwało mnie z otępienia. Ktoś z sąsiadów wchodził po schodach. Nie chciałam, żeby ktoś mnie zobaczył w takim stanie.
Podniosłam się, wzięłam torbę i ruszyłam do wyjścia.
– Cześć, Maria, dokąd to tak późno z taką torbą? – zapytała sąsiadka.
– Jadę do mamy – uśmiechnęłam się z trudem i przyspieszyłam krok, aby uniknąć dalszych pytań.
Wyszłam na ulicę, zaczerpnęłam świeżego wieczornego powietrza i pomyślałam, że wyjazd do mamy to nie taki zły pomysł.
Mieszkała sama i zawsze cieszyła się na mój widok. Zaledwie 25 minut metrem i byłam w domu.
Nie mieliśmy z mężem dzieci, byliśmy małżeństwem tylko od 2 lat. Zawsze robiłam wszystko, czego on chciał. „Żyjmy trochę dla siebie” – proszę bardzo. „Twoja praca nie powinna przeszkadzać w życiu rodzinnym, musisz mieć czas na gotowanie i sprzątanie” – proszę bardzo.
A nagle… „Beznadziejna, nieudolna i gruba” i… „Wynoś się”.
Co zrobiłam źle? Nie miałam odpowiedzi na to pytanie.
Rozstaliśmy się. Ponieważ nie mieliśmy dzieci, nie było problemów. On nigdy mi niczego nie wyjaśnił.
Jakiś czas później, zupełnym przypadkiem, znalazłam się w pobliżu domu mojego byłego męża i przypadkowo zobaczyłam, jak wchodzi do klatki z jakąś kobietą.
Wyglądała oczywiście wspaniale. Idealna figura, drogie ubrania, z pewnością nie z taniego sklepu. Buty za tysiąc, co najmniej. Cała zadbana…
– Maria, widziałaś, na jaką laskę cię wymienił? – w swoim bezczelnym stylu krzyknęła mi do ucha ta sama sąsiadka.
– W sensie wymienił? – nie mogłam uwierzyć, że mój mąż mógł mieć coś wspólnego z taką kobietą.
– Tak, spotyka się z nią od prawie pół roku. Regularnie tu przyjeżdża i czasem zostaje na kilka dni… jakieś pięć dni po tym, jak się wyprowadziłaś. A tam stoi jej samochód – sąsiadka skinęła głową w stronę drogiego auta.
Uczucie złości i upokorzenia powróciło ze zdwojoną siłą, ale w tym momencie pojawiło się we mnie również coś nowego, nieznanego mi dotąd.
Zrozumiałam, że wyrzucając mnie, po prostu robił miejsce dla swojej nowej kochanki. I właśnie w tym momencie postanowiłam, że osiągnę sukces za wszelką cenę.
Z wykształcenia jestem prawniczką. Pracowałam w dużej kancelarii prawnej, zarabiałam dobrze, chociaż na Lexusa, oczywiście, mnie nie było stać. Znałam jednak słabe strony naszej kancelarii i postanowiłam, że mogę założyć swoją własną.
Nie musiałam zaczynać od zera, miałam wiedzę i doświadczenie, trochę własnych oszczędności, część kwoty na założenie biznesu pożyczyła mi mama, a resztę wzięłam w kredycie.
Pierwszych klientów zabrałam ze sobą z poprzedniej kancelarii. To może nie było całkiem w porządku, ale biznes to biznes. Bez tego nie udałoby mi się szybko rozkręcić. A tylko szybki start dawał mi szansę na sukces i spłatę kredytu bez problemów.
I tak, po pięciu latach, mieszkałam już w dużym, własnym mieszkaniu. W garażu stał Mercedes, a tak naprawdę mogłam sobie pozwolić na wiele.
Jednak jedyne, co mnie męczyło, to to, że nie układało mi się z mężczyznami. Bałam się im zaufać, rozumiejąc, że drugiego takiego rozczarowania bym nie przetrwała.
Miałam dużo wolnego czasu, więc dbałam o siebie i sprawiało mi to ogromną przyjemność – fitness, joga, spa, kosmetolog.
O byłym mężu już prawie zapomniałam. Wiedziałam, że z tamtą kobietą, z którą go widziałam, rozstał się po dwóch latach. Od tamtej pory żyje sam, zaczął pić. Jeszcze się nie stoczył, ale regularnie zagląda do kieliszka.
I pewnego dnia, jadąc w sprawach, zobaczyłam, jak mój były mąż stoi na poboczu i macha ręką, próbując złapać stopa.
Zanim pomyślałam, co robię i dlaczego, zatrzymałam się przy nim.
– Dokąd pan jedzie? – opuściłam szybę i spojrzałam na niego przez ciemne okulary.
Milczał, patrząc to na mnie, to na samochód, najwyraźniej nie rozumiejąc, co się dzieje. Zrozumiałam, że mnie nie poznał.
– Mogę pana podwieźć, dokąd pan potrzebuje? – zapytałam ponownie.
– Do biura w centrum miasta.
– Proszę wsiadać, mam po drodze.
Wsiadł do samochodu i ruszyliśmy.
– Dziękuję, że się pani zatrzymała, może zgodzi się pani na kolację dzisiaj, żebyśmy mogli się lepiej poznać?
– A co na to pańska żona?
– Nie jestem żonaty. Rozwiodłem się.
– Dawno?
– Tak, jakieś 6-7 lat temu.
– A czemu tak? Zła żona była?
– Nie, po prostu była bez perspektyw. Zwyczajna kura domowa, która nie chciała nic robić.
Jego słowa mnie zabolały. Co to znaczy, że nie chciała nic robić?
Zatrzymałam samochód i powiedziałam:
– A nie pomyślałeś, Andrzeju, że mogła mieć inne wyobrażenie o szczęściu rodzinnym? – na te słowa jego twarz się zmieniła, jego dezorientacja była całkowita – Nigdy nie przyszło ci do głowy, że była gotowa zrobić dla ciebie wszystko? Prała, sprzątała, gotowała dla ciebie, rezygnując ze swojej kariery. Nie rozumiałeś, że żyła dla ciebie, dla was i waszych przyszłych dzieci, których nie chciałeś zaraz po ślubie. Po co w takim razie się z nią żeniłeś?
W końcu mnie rozpoznał. Ale teraz to on milczał i łzy spływały mu po policzkach.
Wyrzuciłam go z samochodu i odjechałam, obserwując, jak patrzy za mną. Nie miałam już do tej osoby żadnych uczuć, byłam wolna i gotowa na nowe relacje. Teraz wiedziałam, jakiego mężczyzny potrzebuję i jestem pewna, że teraz go znajdę. Mam tylko 34 lata, a życie dopiero się zaczyna.