Dziś Marcie udało się wcześniej wyjść z pracy. Wstąpiła do sklepu, kupiła produkty i z pełnymi torbami szła do domu. Mąż był w domu, źle się czuł, trzeba było szybko coś przygotować.
– Ech, kiedy mama była jeszcze z nami, w domu zawsze było ciepło, przytulnie i pachniało jedzeniem. Już nigdy nie spróbuję jej naleśników… Mamusi nie ma już prawie dwa lata – pomyślała nagle Marta.
„Jaka ja byłam niemądra, jeszcze czasem byłam niezadowolona!” – Marta szła do domu śliską, nieodśnieżoną ścieżką. Ręce miała zajęte torbami, a przez smutne wspomnienia, a może przez wiatr, w oczach pojawiły się łzy.
Poprzedniej nocy Marcie przyśniła się mama. Wyszła ze swojego pokoju w starym szlafroku i klasnęła w dłonie:
– Marta! Nawet nie słyszałam, jak przyszłaś. Co, nie masz szalika? Tak się łatwo przeziębić!
Marta próbowała jej powiedzieć:
– Mamo, mamo, wybacz mi! Przepraszam za złe słowa, za to, że nie doceniałam twojej troski. Tak bardzo cię kocham!
Ale we śnie głos Marty nagle zniknął i nie mogła nic powiedzieć mamie.
Marta weszła do klatki schodowej i nacisnęła przycisk windy. Gdy winda zjeżdżała, drzwi wejściowe klatki otworzyły się i wszedł starszy mężczyzna z siwą brodą.
Drzwi windy się rozsunęły, a staruszek wykonał elegancki gest zapraszający Martę do środka i zapytał:
– Jadę z panią, nie ma pani nic przeciwko?
– Nie, oczywiście – Marta odwróciła się, by staruszek nie widział jej łez.
– Na które piętro? – zapytał uprzejmie. – Ma pani zajęte ręce, więc mogę nacisnąć przycisk.
– Szóste, dziękuję – odpowiedziała Marta, nie odwracając się.
– Doskonale, ja też jadę na szóste, no to jedziemy – powiedział staruszek i nacisnął przycisk.
„Dziwny człowiek, nigdy go tu nie widziałam. I jeszcze na naszym piętrze” – pomyślała Marta, ale w tym momencie winda szarpnęła się i zadziwiająco szybko ruszyła do góry.
Marta spojrzała na staruszka i nagle zauważyła, że patrzy na nią uważnie swoimi zadziwiająco młodymi, wesołymi, piwnymi oczami.
– Czy nie wydaje się panu, że jedziemy za szybko? – zapytała Marta. – Może coś się stało z windą?
– Nie martw się, Marto, już prawie dojechaliśmy – tajemniczo się uśmiechnął staruszek i winda się zatrzymała.
Drzwi się otworzyły, Marta wyszła, nie znalazła kluczy i zadzwoniła do drzwi. Przecież mąż jest w domu.
I nagle do niej dotarło: „Staruszek powiedział do mnie po imieniu? Przecież się nie znamy!”
Marta obejrzała się – drzwi windy powoli się zamykały. Staruszek nie wysiadł. Spojrzał na nią jakoś znacząco i uśmiechnął się.
Marta wzruszyła ramionami: „Dziwny staruszek”.
Jeszcze raz nacisnęła przycisk dzwonka. „No gdzie ten mąż? Może zasnął?”
I nagle…
Marta zamarła, słysząc zza drzwi głos, który rozpoznałaby wśród miliona innych!
– Idę, idę. Marto, kochanie, to ty? Przecież znasz moje nogi, szybko nie mogę. No już, doszłam, otwieram.
Drzwi się otworzyły, a Marta zobaczyła swoją mamę w starym szlafroku i białych, futrzanych kapciach.
Marta miała wrażenie, że ziemia usuwa jej się spod nóg.
– Coś nie wyglądasz najlepiej, córeczko, a jeszcze takie ciężkie torby przyniosłaś – mama wzruszyła się, składając swoje szczupłe dłonie i patrząc na Martę.
Nikt nigdy więcej nie patrzył na nią tak jak mama.
– Mamo… – wyszeptała Marta, wstrzymując oddech. – Mamo, to naprawdę ty…? Jak to możliwe?
– Nie przeziębiłaś się, córeczko? – Mama dotknęła jej dłoni. – Ojej, Marto, widzę, że kupiłaś moje ulubione bułeczki, dziękuję, kochanie, nigdy o mnie nie zapominasz! – Mama spojrzała na Martę, a ona nie mogła powstrzymać emocji.
– Mamo, wybacz mi, proszę! Wybacz mi wszystko! Czasem mówiłam ci takie głupoty! Że twoje naleśniki nie są potrzebne… Albo że coś robisz nie tak… Ty wszystko robisz najlepiej! Tak bardzo cię kocham, mamo! Wybacz mi!
– Ale ja się nie gniewam, rozumiem przecież, że jesteś zmęczona! Jesteś troskliwa, widzę to, córeczko! Przecież dziś nawet nie ma niedzieli przebaczenia, co to za rozmowy? Oczywiście, że ci wybaczam! Ale teraz idź umyć ręce, bo obiad już gotowy – mama poszła do kuchni.
Marta stała, opierając się plecami o framugę drzwi, czując, że dzieje się coś niemożliwego. Jej ręce drżały, a nogi uginały się pod nią.
– Mamo, wyjdę na chwilkę, zaraz wrócę – Marta zeszła schodami i wybiegła na zewnątrz.
„Co to było? Jak to możliwe, że mama jest w domu, skoro… jej już nie ma?” – Marta jeszcze przez chwilę stała na zimnie, uspokajając oddech. W końcu postanowiła wrócić do mieszkania.
Weszła pieszo na szóste piętro – nie chciała znowu wsiadać do windy.
Drzwi do mieszkania były zamknięte.
Sięgnęła ręką do kieszeni – klucze były na miejscu.
– Marto, to ty? – Mąż wychylił się, przeciągając się w drzwiach sypialni. – Już mi lepiej, nawet zgłodniałem. A ty co, nic nie kupiłaś?
Marta musiała mieć bardzo zaskoczoną minę, bo mąż szybko ją uspokoił:
– Nic się nie stało, kochanie, coś wymyślimy. Jesteś ostatnio taka zapracowana, a ja jeszcze cię zamęczam! A wiesz, pamiętasz, jak pięć lat temu przyniosłaś zakupy, jeszcze twoja mama żyła… A potem wyszłaś z domu i za chwilę wróciłaś z innymi torbami. Wszyscy się wtedy śmiali. A ty w ogóle nie mogłaś zrozumieć, jak to możliwe. Tak to jest, kiedy człowiek za mało odpoczywa.
Mąż objął ją mocno, jak dziecko: – Chodź, kochanie, zrobię nam jajecznicę.
Marta usiadła, obserwując, jak mąż przygotowuje jedzenie.
Przypomniała sobie ten dziwny dzień sprzed kilku lat.
Wróciła wtedy do domu z zakupami. Mama otworzyła jej drzwi i zdziwiona zapytała:
– Marta, po co przyniosłaś jeszcze zakupy? Będziemy mieć gości?
Wtedy Marta strasznie się zdenerwowała. Skąd te torby?
Mama tylko uśmiechnęła się łagodnie:
– Jesteś zmęczona, córeczko. Przyszłaś, przyniosłaś te zakupy, a do tego jeszcze przepraszałaś mnie.
Nagle Marta przypomniała sobie uśmiech dziadka. To on, to na pewno ten dziwny staruszek! To on jakoś przeniósł mnie w przeszłość, przewiózł windą czasu.
I mogłam poprosić mamę o przebaczenie! Za jej życia, zdążyłam, udało mi się – jakie szczęście.
Ale kim on jest, ten dziadek?
Przez chwilę Marcie wydawało się, że w odbiciach światła mignął obraz staruszka z brodą. Mrugnął do niej i poruszył palcami ręki, jakby chciał powiedzieć:
„Wiesz, dla tych, którzy kochają ludzi, nie ma rzeczy niemożliwych, nawet czas nie jest w stanie im przeszkodzić, uwierz mi…”
– Jajecznica gotowa – mąż przywrócił Martę do rzeczywistości, a ona uśmiechnęła się do niego radośnie:
– Wiesz, jakoś też nagle zgłodniałam…