Samotna (czy wolna?) kobieta z zasady nie może być szczęśliwa. Musi być nieszczęśliwa i zła. „Jest taka wredna, bo brakuje jej faceta”. Znajome?
W każdej bajce na końcu książę ratuje uroczą księżniczkę, a potem żyją długo i szczęśliwie. Samotna (czy wolna?) kobieta z zasady nie może być szczęśliwa. Musi być nieszczęśliwa i zła. „Jest taka wredna, bo brakuje jej faceta”. Znajome? A co, jeśli kobieta żyje sama od 10 lat, świetnie wygląda, jest sympatyczna i… szczęśliwa? Co z nią jest nie tak?
…Oto już od 10 lat nie trzyma w domu mężczyzn.
Nawet gdy trzeba wbić gwóźdź, nie mówiąc już o czymś więcej. Mówi – nie ma potrzeby. Mężczyźni w domu są jak myszy – same straty i problemy. Dziesięć lat temu miała jednego – miłość, czułości, serenady w blasku księżyca, „kochanie, kup papierosy”, „kochanie, idź do wenerologa”.
Kochanie poszło. Dobry lekarz otworzył jej oczy: jeśli komary roznoszą malarię, to mężczyźni roznoszą całą resztę.
Skutki tego odkrycia były dla niej katastrofalne… Zniknęły serenady w blasku księżyca i przyjemne rytuały kupowania papierosów po drodze z pracy. Pozbyła się pustych butelek po piwie spod kanapy i rozrzuconych skarpet.
Nie mając co robić, zacisnęła zęby i, sublimując, zrobiła oszałamiającą karierę. O materialnych kwestiach nie będziemy mówić, bo materialność to coś przyziemnego.
Otaczające ją damy próbowały przypisać jej masę chorób związanych z „dolnym piętrem”, które ponoć cierpi na brak regularnego masażu. Niektórzy mężczyźni, dowiedziawszy się od tychże dam o pikantnych szczegółach, prorokowali, że wkrótce zobaczą najgorsze objawy chronicznego braku – marudzenie, zrzędzenie i inne ataki.
Zapytałam ją od razu: „Nie masz ochoty kogoś zagryźć? Albo problemy ze skórą? Jakieś inne niedogodności, na które społeczeństwo zaleca trzymać domowego faceta?”
Podała mi receptę – hydraulik na cieknące krany, retinol na problemy skórne, i zapytała: „A co, trzymając w domu oswojonego faceta, nie miałabyś ochoty nikogo zagryźć?”
Pomyślałam i sporządziłam listę do zagryzienia. Albo do zanudzenia. Długą.
Ale, mówiąc szczerze, nie o liście tu mowa. O tej kobiecie.
Żadnych strasznych skutków ubocznych abstynencji. Co z nią jest nie tak?