Jednak niedawno synowa zażyczyła sobie zamiany mieszkań, a syn ją w tym poparł. Nie chcę jednak oddawać swojego mieszkania.
Jestem osobą, która zawsze stara się łagodzić konflikty, ale sytuacja w naszej rodzinie stała się tak napięta, że sama nie wiem, co robić. Synowa chce decydować o naszym majątku.
– Nawet o tym nie myśl – ostrzegła mnie kuzynka, która wie o sprawie. – Nie zgadzaj się na zamianę, a tym bardziej na sprzedaż i przepisanie.
Nie zamierzam się zgadzać, ale jestem już bardzo zmęczona tą sytuacją. Nie mam sił, by tłumaczyć się synowej. A syn się na mnie obraża, bo, można powiedzieć, jest pod pantoflem Natalii. Czuję, że wkrótce przestaną się ze mną kontaktować.
Mam dwoje dzieci z pierwszego małżeństwa: syna Marcina, 30 lat, i córkę Katarzynę, która ma dopiero 14 lat. Marcin pięć lat temu ożenił się z Natalią, a trzy miesiące temu urodziło im się drugie dziecko – syn. Ich starsza córka ma teraz trzy lata.
Tak jak wspominałam, mam dwa mieszkania: jedno po rodzicach, drugie po zmarłym mężu. Kiedy Marcin się ożenił, oddałam im dwupokojowe mieszkanie, a sama z Katarzyną zostałam w trzypokojowym, planując, że gdy córka dorośnie, podzielimy się mieszkaniami. Wydawało się, że wszystko jest dobrze – młoda rodzina ma swoje lokum, mają za co żyć, choć Natalii jest trudno, bo to już druga ciąża i urlop macierzyński pod rząd.
Byli zadowoleni – do czasu narodzin drugiego dziecka. Potem synowa zaczęła narzekać:
– Mamy nowych sąsiadów – powiedziała tydzień po porodzie – nie dają nam spać, są bardzo głośni. Już nie wiem, co robić, mamy przecież niemowlę.
Prawie codziennie dzwoniła, opowiadając, w jakich trudnych warunkach przyszło im mieszkać – hałas, brak snu, zmęczenie.
Postanowiłam sprawdzić sprawę i odwiedziłam tych sąsiadów. Okazało się, że to spokojna rodzina z dwójką dzieci. Po czasie zrozumiałam prawdziwe intencje Natalii. Oprócz skarg na hałas pojawiły się narzekania, że komunikacja w dzielnicy jest słaba, sklepów mało, przychodnia daleko, a z dziećmi nie ma gdzie spacerować.
A potem synowa powiedziała wprost:
– Ty mieszkasz z córką w trzypokojowym, a nas czwórka w dwupokojowym. Zamieńmy się mieszkaniami.
Od razu zapowiedziałam, że nie zamierzam się zamieniać. To moje mieszkanie, mieszkałam tu całe życie, chcę, by córka miała coś po mnie. Poza tym Kasia chodzi tu do szkoły, a ja mam blisko do pracy i znajomych.
Wtedy Natalia zaproponowała inne rozwiązanie: skoro nie chcę zamiany, to może sprzedam mieszkanie, a za te pieniądze kupię im większe – oczywiście na syna.
Marcin zaczął mnie prosić, tłumacząc, że żona mu nie da spokoju. Ale to nie była zwykła sprzedaż – chciała, żebym wszystko przepisała na nich. Odmówiłam. Mogłabym udowodnić, skąd miałam pieniądze na zakup mieszkania, ale nie chcę się wikłać w problemy.
– Urodziłam dwoje dzieci, a ty chcesz mnie zostawić z rodziną bez dachu nad głową? – próbowała mnie szantażować emocjonalnie Natalia. – Nawet dla wnuków nie zasłużyłam na kawałek mieszkania?
– Może niech zwróci się do swoich rodziców? – ironizowała moja kuzynka. – Przecież to też ich wnuki.
Tylko że Natalia nie ma na co liczyć – jej rodzeństwo pochodzi z drugiego małżeństwa matki, a mieszkanie, w którym mieszkają, należy do ojczyma. Dlatego tak bardzo chce przejąć coś ode mnie.
A mój syn? Zamiast przemyśleć sprawę, tylko patrzy na żonę i robi, co każe. Nigdy nie ingerowałam w ich małżeństwo, nie przychodziłam z kontrolami, nie podkreślałam, że mieszkanie jest moje.
Uważam, że gdyby Natalia miała uczciwe zamiary, zgodziłaby się na sprzedaż mieszkania, ale pod warunkiem, że nowe również zostałoby zapisane na mnie. Ale na to się nie zgadza – chce, żebym wszystko oddała.
– Jestem dla twojej matki nikim, trudno, jakoś to przeżyję – mówi Natalia do Marcina. – Ale ona nawet dzieci nie szanuje, bo gdyby było inaczej, nie upierałaby się tak.
Nie zgadzam się z tymi oskarżeniami. Uważam, że myślę i o synu, i o córce, i o wnukach. Marcin jest odpowiedzialny i nie odejdzie od żony, chyba że sama to postanowi.
– A jeśli jednak? – podpowiada mi kuzynka. – Może wszystko się jeszcze ułoży, ale jeśli nie, to sprzedasz mieszkanie i kupisz nowe na swoje nazwisko. Wtedy synowa nie będzie miała do niego żadnych praw.
Bardzo na to liczę, że wszystko się ułoży. Ale póki co, relacje z synem są chłodne, a ja nawet nie mogę swobodnie odwiedzić wnuków, żeby nie zaostrzać konfliktu i nie wysłuchiwać oskarżeń. I co robić? Jak postąpić właściwie?