Od dłuższego czasu planowałam wyjazd, ale z Paryża trudno się wyrwać. Coś mnie ciągnęło do rodzinnych stron, chociaż nie potrafiłam tego wyjaśnić – przecież nie miałam tam już nikogo.
Osiem lat temu zmarła moja mama, jedyna bliska mi osoba, więc zamknęłam nasz dom i wyjechałam do Francji, gdzie pracowała moja najlepsza przyjaciółka, która od dawna mnie tam zapraszała.
W Paryżu znalazłam dobrą pracę, wynajmuję mieszkanie, jeżdżę samochodem. Moje życie tutaj bardzo mi się podoba, ale mimo wszystko czuję się samotna.
Z przyjaciółką czasami wychodzimy do kawiarni, ale ponieważ obie jesteśmy bardzo zajęte, zdarza się to rzadko. Zauważyłam, że za granicą pojęcie przyjaźni jest jakby trochę inne – tam każdy myśli głównie o sobie.
Codziennie wracam więc do pustego mieszkania, albo kończę pracę, albo przeglądam media społecznościowe. Pieniędzy mi nie brakuje, ale życie jest smutne.
Ostatnio coraz bardziej ciągnęło mnie do domu. Dusza jakby coś przeczuwała, chociaż ja tego nie rozumiałam.
Nie na darmo mówi się, że przed przeznaczeniem nie uciekniesz. Choć nigdy w to nie wierzyłam. W życiu osobistym mi się nie powiodło, mam 42 lata, nie mam bliskiej osoby ani dziecka. Już nawet się z tym pogodziłam.
Kiedy przyjechałam do domu, postanowiłam pojechać na cmentarz do rodziców. Zawsze czuję ulgę, gdy sobie z nimi porozmawiam.
Na cmentarzu zauważyłam, że nie jestem sama. Niedaleko stała starsza kobieta, modliła się i płakała. Wydawało mi się to dziwne, bo grób, przy którym stała, wyglądał na fałszywy.
Sama nie wiem dlaczego, ale podeszłam do tej babci i zaproponowałam, że ją podwiozę, bo robiło się ciemno, a do tego zaczął padać deszcz.
– Dobrze, córeczko. Będę ci bardzo wdzięczna. Mieszkam niedaleko. Ale zapomniałam parasola, bo z pamięcią już coraz gorzej – odpowiedziała szybko starsza kobieta.
Wsiadłyśmy do mojego samochodu. W drodze, Ania – tak miała na imię – opowiedziała mi swoją smutną historię. Okazało się, że się nie pomyliłam, i grób faktycznie był fałszywy.
Ania ma 70 lat. Mniej więcej tyle samo miałaby teraz moja mama, więc były równolatkami. Jednak Ania wyglądała znacznie starzej niż wskazywał jej wiek.
Ania opowiedziała, że miała jedynego syna, który wyjechał za granicę do pracy na budowie i pewnego dnia już nie wrócił. Telefon syna milczał. A potem ktoś zadzwonił z jego numeru i powiedział, że jej syna już nie ma na tym świecie. Na budowie doszło do zawalenia, wszystko stało się w mgnieniu oka.
Ania nigdy już nie zobaczyła swojego syna, nie mogła nawet pojechać na miejsce jego spoczynku, bo nie wiedziała, gdzie to jest. Więc postanowiła zrobić na miejscowym cmentarzu taki jakby symboliczny grób, żeby mieć gdzie chodzić.
Dziwne rozwiązanie, ale jak można oceniać matkę w żałobie? Jej było tak łatwiej.
Po tym incydencie woziłam Anię do lekarzy, bo narzekała na zdrowie, a ja nawet zapłaciłam za jej leczenie.
Zrobiło mi się jej strasznie szkoda. Ona nie miała dzieci, a ja nie miałam rodziców. Pomyślałam, że to los nas połączył, żebyśmy sobie nawzajem pomogły.
Musiałam wracać do Paryża. Zaproponowałam Ani, żeby przeniosła się do mojego domu, który był o wiele lepszy od warunków, w których ona żyła.
Ania nie chciała się przeprowadzać, ale udało mi się ją przekonać. Została u mnie, a ja wróciłam do Francji.
Ania miała mój numer telefonu i zawsze dzwoniła, jeśli coś się działo.
I tak niedawno Ania zadzwoniła do mnie i z radością oznajmiła, że jej syn się odnalazł. Myślałam, że mówi o jego grobie, a okazało się, że wrócił do domu żywy.
Kiedy doszedł do siebie, powiedziano mu, że ktoś podał mamie fałszywe informacje, ale nie chciał od razu się jej pokazywać, a nawet nie mógł. Andrzej postanowił najpierw wrócić do zdrowia, a potem odnaleźć mamę.
Oczywiście, ucieszyłam się z tego powodu i postanowiłam pojechać do domu, żeby zobaczyć, jak wygląda sytuacja. Co więcej, Andrzej postanowił zabrać mamę, bo planuje kupić mieszkanie.
To była chyba miłość od pierwszego wejrzenia. Kiedyś myślałam, że to niemożliwe. Ale od pierwszych chwil zakochałam się w Andrzeju, a on we mnie.
Wkrótce się pobraliśmy i teraz jesteśmy szczęśliwi. Okazuje się, że przeznaczenie najpierw połączyło mnie z teściową, a dopiero później z mężem.
4o