Gdy kroiłam mięso w kuchni, przygotowując się do wyjazdu na działkę, zadzwonił dzwonek do drzwi. Na progu pojawiła się Marta, siostra mojego męża. Ostatecznie nigdzie nie pojechałam. Mąż nie wrócił tego wieczoru, tylko przysłał mi SMS: „Przenocuję u Marty”

Tak sobie pojechaliśmy na grilla! Ja w kuchni kroiłam mięso, mąż szukał koca, dzieci pakowały namiot. Dzwonek do drzwi.

– No i przyszliśmy do was. Bo przecież będzie wam nudno bez nas. Wy macie mięso, a my przynosimy humor. Sprawiedliwie, prawda? – zaśpiewała radośnie Marta, siostra mojego męża.

Przyszła nie sama, z Michałem, swoim mężem, i córką.

Nie jestem pewna, czy to mój mąż wygadał się o stekach, czy może Marta ma wrodzone wyczucie, kiedy coś można dostać za darmo.

– Trzeba dodać więcej pieprzu, wtedy będzie smaczniejsze. – Marta sięgnęła po pieprzniczkę i wyciągnęła ręce po moje mięso.

– Marta, dzieci też będą jadły mięso, nie przesadzaj z pieprzem.

– Nasza je wszystko – powiedziała z dumą siostra męża. – Czemu mamy jeść mdłe mięso z powodu twoich dzieci?

– Może dlatego, że to moje mięso? Kup swoje i dodawaj, co chcesz – zaproponowałam.

Marta prychnęła i poszła do pokoju.

Wróciła po pięciu minutach, wyraźnie niezadowolona. Mąż powiedział swojej siostrze, że mój samochód jest w naprawie, więc jedziemy jednym autem. Jak Marta z rodziną się dostaną, nie obchodziło mnie to, ale ją wyraźnie zaniepokoiło.

– Wiem, ty i dzieci możecie wziąć taksówkę.

Genialnie! Przyszła nieproszona, uczy mnie jak robić grilla, a teraz ja z dziećmi mam jechać taksówką?

– Ja nie pojadę taksówką, jadę z mężem. A czemu wy pieszo? – zaskoczyłam Martę.

– Bo jedziemy na łono natury, Michał może będzie chciał się napić, więc nie wziął samochodu.

Świetnie! Chcą zamienić rodzinne spotkanie na świeżym powietrzu w libację? O nie. Nie zgadzam się, żeby dzieci oglądały takie rzeczy.

– Marta, jeśli macie zamiar pić alkohol, to nie jedziemy razem. My jedziemy na wypoczynek z dziećmi.

– Och, nie przejmuj się, mama przyjedzie, popilnuje wnuki. Możemy się trochę zrelaksować – machnęła ręką Marta.

Spojrzałam na mięso i pomyślałam: na wszystkich na pewno nie wystarczy. Nie planowaliśmy tylu gości. Kupić gotowe w sklepie? Teściowa by mnie zamęczyła. Nie kupić? Będzie mnie ganiła za brak gościnności. Kto zaprosił teściową?

Planowany piknik miał wszelkie szanse na porażkę. I nie przesadzam. Ja z teściową się nie znosimy. Postanowiłam: nigdzie nie jadę. Mąż niech jedzie, jeśli chce.

Ale ja nie mam ochoty służyć teściowej przez kilka godzin. A ona uważa, że skoro jestem najmłodszą kobietą w rodzinie, powinnam oddawać hołd i usługiwać wszystkim członkom rodziny.

Mojej odmowy „umywania nóg i picia wody” teściowa nie może przeboleć i traktuje jako osobistą obrazę. Grill z teściową? Dziękuję, nie chcę.

Oddałam mięso Marcie na pastwę – niech dodaje, co chce. Dzieciom powiedziałam, że nigdzie nie jedziemy. Zaraz jednak je ucieszyłam, mówiąc, że idziemy do parku, na karuzele. Siostrzenica zaczęła krzyczeć, że też chce na karuzele, więc postanowiłam ją zabrać – dwójka dzieci czy trójka, niewielka różnica.

Mąż z Martą i Michałem pojechali na grilla, a ja z dziećmi poszłam na spacer. Mąż nie wrócił do domu, przysłał SMS: „Przenocuję u Marty”. Nikt się też nie pofatygował, żeby odebrać siostrzenicę.

Ułożyłam dzieci do snu, wysłuchałam na telefonie narzekania teściowej i usiadłam w kuchni, zamyślona: jak ja się dałam namówić na takie małżeństwo? Nie, mój mąż jest dobry, ale jego krewni to zupełnie inna historia.

Zawsze wszędzie się wpychają, próbują przeciągnąć męża na swoją stronę, wszystkimi możliwymi sposobami. Kiedy mąż nocuje u mamy lub Marty – są w siódmym niebie, że jest z nimi, a nie ze mną. Tylko po co im to? Nie rozumiem.