Kiedy przeprowadziłam się do dużego miasta, moja mama miała 65 lat. Została na wsi, gdzie uprawiała ogród.
Odwiedzałam ją, kiedy tylko mogłam, ale głównie wybierałam spędzanie czasu i zabawę z przyjaciółmi. Było jej samotnie, ale starała się mi o tym nie mówić.
Gdy przyjeżdżałam do niej, zawsze starała się przygotować wystawny stół z różnorodnymi potrawami, które sama przyrządzała.
Po każdej wizycie wychodziłam z ogromnymi torbami pełnymi pomidorów, ogórków, ziemniaków, a nawet domowej śmietany, którą robiła mama.
Czułam się już mieszkanką miasta i chciałam jak najszybciej wrócić do „cywilizacji”. Dom, w którym dorastałam, przestał być dla mnie bliski.
Mama czasami dzwoniła do mnie późnymi wieczorami i skarżyła się to na kota Murzika, to na sąsiadów, to na pogodę, to na swoje zdrowie.
Te rozmowy mnie męczyły, a nawet irytowały. Od tego są koleżanki i lekarze, którzy mogą ją zbadać i pomóc zadbać o zdrowie.
Mama cierpliwie słuchała mojego niezadowolenia, a potem powiedziała: „A komu innemu mam opowiedzieć o swoich problemach? Jesteś moją najbliższą osobą.”
W tamtym momencie zrozumiałam, że jestem po prostu okropną córką. Problemy mojej mamy w ogóle mnie nie obchodziły, a przecież gdy to ja do niej dzwoniłam ze swoimi troskami, słuchała mnie uważnie i dawała cenne rady.
Przyzwyczailiśmy się traktować wszystko jako coś oczywistego i zupełnie nie doceniamy naszych matek.
Natychmiast przypomniałam sobie, jak mama naprawiała wszystkie moje błędy, pomagała mi w nauce, gotowała moje ulubione potrawy, a teraz ja po prostu nie chciałam jej słuchać.
Szybko się spakowałam i pojechałam do mamy. Nagle znów poczułam się jak czteroletnia dziewczynka, która zawsze lubiła przytulić mamę po długim dniu.
Poszłyśmy do kuchni i upiekłyśmy jej ulubione ciasto. W oczach mamy znów zabłysła radość, odmłodniała i śmiała się jak dawniej.
Doceniajcie swoje matki! One zawsze się o nas troszczą. Nawet jeśli cały świat będzie przeciwko nam, mama stanie obok i będzie nas wspierać.
Mamo, żyj wiecznie!