Córeczko! Zawsze bałam się, że kiedyś przyjdzie mi wyznać prawdę – równie gorzką dla Ciebie, jak i dla mnie – o Twoim pojawieniu się na świecie. I teraz, po przeczytaniu Twojego listu, zdecydowałam się na ten krok.
Twój ojciec żyje – to jest to, co powinnaś wiedzieć przede wszystkim. Kiedyś nie miałam odwagi powiedzieć tego Tobie, mojej córce, kiedy po raz pierwszy zapytałaś: „A gdzie jest nasz tata?”. Zresztą, nie zrozumiałabyś wtedy, jak to możliwe – „ojciec żyje, a jednak go nie ma”.
Mogłaś zapewne nie zrozumieć, a nawet potępić moje postępowanie także później, kiedy byłaś już uczennicą. Ale teraz, kiedy moja córka zakłada własną rodzinę, myśli o szczęściu rodzinnym i kiedy wybiera podobną do mojej drogę, muszę opowiedzieć jej wszystko.
Słuchaj mnie więc uważnie, moja droga Anno, moja kochana.
Piszesz o swojej wielkiej radości, o tym, że spotkałaś prawdziwego mężczyznę, który Cię kocha, który nie może bez Ciebie żyć.
Nie chcę ani Ciebie, ani Twojego przyjaciela obrazić: być może tak właśnie jest. Widzę, że sama jesteś w nim zakochana. I to jest zrozumiałe, droga Anno: młodość, ta jasna, piękna młodość – dlaczego miałaby się bronić przed tymi dobrymi uczuciami, przed wielką miłością?
Piszesz, że jest inżynierem, szanowaną osobą przy budowie fabryki papieru, że jest troskliwy wobec Ciebie, dba o Ciebie nawet w najmniejszych sprawach: zadbał nawet o przeniesienie Cię na ciekawszą pracę. Jest znacznie starszy od Ciebie. To również wydaje Ci się zaletą: mężczyzna z doświadczeniem życiowym jest przecież lepszy od rówieśnika, który niczego jeszcze nie widział w życiu.
Jest jednak coś, co Cię niepokoi: jest żonaty, ma dzieci. Chociaż i z tym próbujesz pogodzić swoje sumienie, uzasadnić swoje prawa do niego.
Rzecz w tym, że nie kocha żony, ona jest zła, kapryśna, zacofana, interesuje ją tylko kuchnia i dzieci, a jemu jest z nią wstyd pokazywać się w towarzystwie; dzieci – syn i córka – są już niemal dorosłe, nie potrzebują ojcowskiej opieki…
Anno, Anno… Jakże często ślepa miłość myśli bezmyślnie, naiwnie i ufnie! Gdyby zawsze tak prosto było w życiu!..
Twojego ojca poznałam, gdy miałam osiemnaście lat, a on był nieco po trzydziestce.
W przeciwieństwie do Twojego przyjaciela, Twój ojciec nigdy nie umniejszał swojej żony w moich oczach. I chronił mnie inaczej, zupełnie inaczej, niż chroni Cię Twój przyjaciel. Ojciec był odważnym i bardzo uczciwym człowiekiem.
Naszej bliskości długo nikt nie podejrzewał. Czasami myślałam, że wybraliśmy nieodpowiedni moment na miłość. Ale wystarczyło znaleźć się blisko niego, zobaczyć jego oczy, usłyszeć jego głos, a zapominałam o wszystkim na świecie.
Nieczęsto mieliśmy okazję usiąść w lesie, nad brzegiem rzeki, ale byliśmy wtedy tacy szczęśliwi!
Wtedy stawał się moim rówieśnikiem, tak samo młodym, spontanicznym, wesołym, próbując choć na chwilę rozjaśnić moje życie.
Aż nadszedł dzień, kochana córeczko, kiedy zrozumiałam, że nie jestem już sama. I nie wstydziłam się wcale, że spodziewam się dziecka!
Pojechałam do krewnych, do miasta, gdzie się urodziłaś i dorastałaś. Twój ojciec, Michał, poznał mój adres i zaczął wysyłać bardzo czułe, czasem żartobliwe, pocieszające listy.
Urodziłaś się Ty, moja Anno. Michał prosił, abym przy rejestracji w USC wpisała go jako ojca.
Potem wyczułam w jego listach jakąś dwuznaczność. Oczywiście, trudno było mu podjąć stanowczą decyzję – zostawić żonę, dzieci i związać się ze mną. Czy to takie proste wszystko przekreślić?
Napisałam do Michała, że niech zrobi tak, jak każe mu serce, ja, powiedziałam, wszystko mu wybaczę, mam mniej praw do niego… W liście było wszystko – dobre, szczere słowa, wyrzuty, łzy i znów – pełna wolność dla niego, wdzięczność za to, co było między nami.
W odpowiedzi prosił o przebaczenie, chwalił mnie za to, że dobrze wszystko zrozumiałam, że wykazałam się serdecznością.
A ja płakałam, ile mogłam, nad swoim bólem, całowałam Ciebie, moja maleńka, sprawczynię mojego nieszczęścia i radości, i dumna napisałam mu, by mnie zapomniał. Przyszły jeszcze dwa listy od niego, ale nie odpisałam.
Tak oto zabrakło Ci ojca.
Później dowiedziałam się od znajomych, że Michał wrócił do rodziny. Był zbyt uczciwy, nie mógł postąpić inaczej.
Pamiętasz może, jak kiedyś pojechałyśmy w odwiedziny do cioci Anny? Miałaś wtedy sześć lat. Spacerowałyśmy w parku, kiedy na naszą drogę wszedł mężczyzna, lekko kulejąc, pod rękę z pełniejszą, uroczą kobietą.
Po jednej i drugiej stronie szli schludnie ubrani chłopcy – jeden sięgał ojcu do ramienia, drugi był niższy. To był Twój ojciec – od razu go rozpoznałam.
On również mnie rozpoznał. Uśmiechnął się winnie, uważnie spojrzał na Ciebie, zatrzymał się. Nie mógł Cię nie rozpoznać – jesteś taka podobna do niego!
Czułam, że moje nogi zaraz się ugną. Mimo to gwałtownie skręciłam na boczną ścieżkę i pociągnęłam Cię za rękę w głąb parku. Nie chciałam pokazywać swojej słabości, nie chciałam stawiać go w niezręcznej sytuacji przed żoną i dziećmi.
Wiem, że potem Michał bardziej niż zwykle wspominał naszą miłość.
Anno, kochana, powiedziałam Ci wszystko, co powinnaś wiedzieć o swoim ojcu. Rozumiesz moje ostrzeżenie? Czy jesteś pewna, że będzie Ci ciepło przy obcym ognisku, że Twoje skradzione szczęście, zdobyte kosztem czyjegoś bólu, będzie prawdziwe i trwałe?
Może jeszcze nie jest za późno – znajdź w sobie siłę, zostaw swojego przyjaciela jego rodzinie. Rok wcześniej lub później może stać się to, co kiedyś spotkało mnie: jeśli jest dobrym, uczciwym człowiekiem, jak o nim piszesz, to nie wybaczy sobie winy wobec swojej byłej rodziny, jego na pewno pociągnie z powrotem do pierwszej żony, do dzieci.
Uwierz mi, swojej matce: nie chcę, byś powtórzyła mój błąd.