– Chyba mnie nie zrozumiałaś, mamo. Sprzedaliśmy już mieszkanie i nie mamy gdzie mieszkać. Przejechaliśmy tyle kilometrów do ciebie, bo liczyliśmy na twoją pomoc – mówi do mnie moja córka Marta. – A dlaczego się ze mną nie skonsultowałaś? Jak można było sprzedać mieszkanie bez porozumienia? – pytam zdezorientowana, nie wiedząc, co teraz zrobić. – Mamo, ale przecież masz oszczędności. Brakuje nam tylko 15 tysięcy euro, żeby kupić nowe mieszkanie. Liczyliśmy na ciebie – nie ustępuje córka

Sytuacja jest naprawdę trudna. Moja córka sprzedała mieszkanie, bo trafiła na kupca, który zaproponował dobrą cenę. Liczyła na to, że przyjadę z zagranicy z pieniędzmi, dołożę brakującą sumę i szybko kupią nowe, większe lokum.

O swoich planach i zamiarach nic mi wcześniej nie mówiła. Nie wiedziała, że ja również mam swoje plany. Przywiozłam ze sobą sporą kwotę, którą zamierzałam przeznaczyć na zakup mieszkania dla siebie. O tym jednak córce nie wspominałam.

Martę wychowywałam sama i zawsze czułam przed nią pewną winę za to, że dorastała bez ojca i że nie mogłam zapewnić jej wszystkiego, czego potrzebowała.

Nie planowałam ponownego wyjścia za mąż, nawet o tym nie myślałam, bo nie chciałam, by w życiu mojej córki pojawił się ojczym. Dlatego odrzucałam wszystkie propozycje i skupiałam się na pracy.

Od dawna marzyłam o wyjeździe do pracy za granicę, ale czekałam, aż córka dorośnie. Gdy Marta skończyła szkołę i wyjechała do miasta na studia, od razu spakowałam się i ruszyłam do Włoch.

Moje wysiłki się opłaciły, bo po pięciu latach, kiedy córka postanowiła wyjść za mąż, mogłam z dumą wręczyć jej klucze do mieszkania jako prezent ślubny. Mieszkanie kupiliśmy w innej miejscowości, blisko rodziny jej męża. Nie miałam nic przeciwko temu, bo nie planowałam wracać do kraju. Praca we Włoszech, choć trudna, była dla mnie szansą na poprawę życia zarówno swojego, jak i córki. Zarobki rzędu tysiąca euro miesięcznie to było coś, czego w Polsce bym nie osiągnęła.

Córka urodziła dziecko, a ja wspierałam ją finansowo, wysyłając pieniądze, produkty i ubrania. Próbowałam w ten sposób nadrobić to, czego nie mogłam jej dać w dzieciństwie. Lata mijały, a Marta doczekała się drugiego dziecka. Przez cały ten czas regularnie im pomagałam.

Jednak odkładałam też pieniądze dla siebie, bo uznałam, że po tylu latach na obczyźnie powinnam zadbać o swoją przyszłość. Teraz mam 40 tysięcy euro, które zebrałam na zakup mieszkania. Ale Marta uważa, że powinnam oddać jej 15 tysięcy.

– Jeśli dam ci te 15 tysięcy, to zostanie mi tylko 25 tysięcy, a to za mało na zakup mieszkania – tłumaczę.
– Ale przecież nie musisz teraz kupować mieszkania. Możesz jeszcze rok popracować we Włoszech, a potem kupisz sobie lokum. Nam teraz brakuje dachu nad głową – odpowiada córka.
– Nie czekaliście na mnie, tylko na moje pieniądze – precyzuję.

Jestem kompletnie zagubiona. Mam wrażenie, że przez tyle lat ciężkiej pracy zbliżałam się do spełnienia swojego marzenia, a teraz muszę z niego zrezygnować, bo córka ma inne plany.

– Mamo, po co ci mieszkanie? Możesz te 25 tysięcy przeznaczyć na remont domu na wsi, będziesz miała piękne lokum – proponuje Marta.

Ale ja nie chcę wracać na wieś. Od 17 lat mieszkam w Rzymie, w mieszkaniach, i od dawna wiem, że chcę mieć swoje mieszkanie na starość.

Jeśli teraz oddam córce pieniądze, będę musiała odłożyć swoje plany na co najmniej rok, a kto wie, co przez ten czas się wydarzy.

Proszę, doradźcie mi, co zrobić. Pomóc córce i oddać jej te 15 tysięcy, czy kupić sobie mieszkanie, jak planowałam?