Byłam mężatką przez siedem lat i przez cały ten czas żyłam dla mojego męża. Rozumiecie? Wszystko, co robiłam, było dla niego i z myślą o nim. Dosłownie wszystko! Wiem, że wielu z was mnie nie zrozumie, ale tak właśnie było. I w pewnym momencie poczułam, że przez te wszystkie lata strasznie się zmęczyłam, a w zamian od najbliższej mi osoby nie otrzymałam żadnej dobroci. Pewnego dnia spakowałam swoje rzeczy i odeszłam od niego. Nie, nie chciałam się z nim rozwodzić, bo go kochałam. Myślałam, że zrozumie, jak dobrze mu było ze mną i że beze mnie sobie nie poradzi

Teraz życie zaprowadziło mnie w jakiś ślepy zaułek, z którego nie potrafię znaleźć wyjścia. Ciężko mi zebrać myśli, wszędzie szukam rady. Chciałabym opowiedzieć wam o mojej trudnej sytuacji z mężem.

Byłam mężatką przez siedem lat i przez cały ten czas żyłam tylko dla mojego męża. Rozumiecie? Wszystko, co robiłam, było dla niego i z myślą o nim. Dosłownie wszystko – był moim światem, całym moim życiem! Wiem, że wiele osób może mnie nie zrozumieć, a może nawet osądzić, ale tak właśnie było. Wierzyłam, że obowiązkiem żony jest uczynić życie męża wygodnym i lekkim, a on powinien przynosić pieniądze do domu.

Tak zostałam wychowana od dziecka. Takie relacje mieli moi rodzice – mama zawsze starała się we wszystkim dogodzić ojcu. Więc ja również przejęłam ten model zachowania. Ale teraz rozumiem, że popełniłam ogromny błąd!

Przez wszystkie lata naszego małżeństwa mój mąż tylko przyjmował moją troskę. Tak było zawsze. Lubił, gdy ktoś się nim opiekował, a ja dawałam mu tę troskę, otaczałam go swoją ciepłą miłością i szacunkiem.

Na początku nasz związek opierał się właśnie na tym – dbałam o niego jeszcze w czasach studenckich, i tak postanowiliśmy razem zamieszkać. Dopiero teraz rozumiem, dlaczego było mu ze mną tak wygodnie i dobrze.

Myślę, że było mu naprawdę komfortowo przez cały ten czas. Może właśnie dlatego kiedyś mi się oświadczył. Mówiąc wprost – znalazł sobie opiekunkę albo drugą matkę.

Ale wtedy nie miałam nic przeciwko. Lubiłam się nim zajmować, czułam się potrzebna, wiedziałam, że beze mnie sobie nie poradzi. Tym właśnie zajmowałam się przez wszystkie lata naszego wspólnego życia.

Gotowałam mu to, co lubił, robiłam to, co mu się podobało, i tak było we wszystkim. Starałam się ze wszystkich sił. Można powiedzieć, że żyłam jego życiem. Nigdy nie sprzeciwiałam się jego decyzjom, zawsze go słuchałam i otaczałam troską, jak tylko mogłam.

Możecie się ze mnie śmiać, ale w zamian nie dostawałam nic! Mój mąż nigdy się mną nie przejmował. Nie mogę powiedzieć, że mnie krzywdził! Nie, nigdy mnie nie obrażał ani nie traktował źle. Po prostu nie widziałam troski, ciepła ani zainteresowania moją osobą – nawet nie jako ukochaną kobietą, ale po prostu jako człowiekiem.

Zawsze czułam się jak służąca albo personel pomocniczy. Wszystko sprowadzało się do tego: “Przynieś, podaj, zrób, zawieź”. Nic więcej! Mojej troski nigdy nie doceniał. Ani “dziękuję”, ani “proszę”! Tylko rozkazy i polecenia! A ja tak się do tego przyzwyczaiłam, że uważałam, iż tak właśnie powinno wyglądać życie małżeńskie.

Szczerze mówiąc, miałam nadzieję, że on mnie w końcu szczerze pokocha. Dlatego starałam się z całych sił, robiłam wszystko, co mogłam. Myślałam, że z czasem zrozumie, jak bardzo jestem mu potrzebna, że zacznie mnie doceniać i szanować za wszystko, co dla niego robię. Ale lata mijały, a nasze relacje pozostawały takie same – zimne, suche, bez jakiegokolwiek ciepła czy wdzięczności.

Po tych siedmiu latach byłam już tak zmęczona czekaniem na dobroć i zrozumienie ze strony męża! Po prostu miałam dość! Czy naprawdę nie zasłużyłam na odrobinę troski w zamian? Czy to naprawdę takie trudne, żeby się mną zainteresował choć na chwilę? Odłożył wszystkie swoje sprawy wieczorem i powiedział mi jakieś miłe słowo?

W końcu, pewnego dnia, postanowiłam, że już nie będę na nic czekać. Byłam tak zmęczona, że coś się we mnie przełamało. Zdecydowałam się odejść. Po prostu spakowałam walizkę i wyszłam z domu! Ot tak!

Wiecie, szczerze mówiąc, nie chciałam się z nim rozstawać. Tak się do niego i do takiego życia przyzwyczaiłam, że nie wyobrażałam sobie, że mogłabym żyć inaczej.

Bo mimo wszystko kochałam go szczerze. Chciałam tylko, żeby zrozumiał, jak bardzo jestem dla niego ważna, że beze mnie nie da rady. Żeby zobaczył, co dla niego robiłam i jaką rolę pełniłam w jego życiu. Liczyłam na to, że zrozumie, jak dobrze mu było ze mną i jak źle jest teraz beze mnie.

Na początku czekałam, że będzie mnie błagał, żebym wróciła. Dzwonił, pytał, gdzie jestem i dlaczego odeszłam, ale na tym się kończyło. Czas mijał, a nikt mnie nie prosił o powrót! Co więcej, kilka dni temu dostałam dokumenty rozwodowe!

Wyobraźcie sobie – to on postanowił się ze mną rozwieść! I to jest jego podziękowanie za siedem lat wspólnego życia? Na tego człowieka zmarnowałam najlepsze lata swojej młodości? Jak on mógł mnie tak potraktować?

Żałuję tylko jednego – że nie odeszłam wcześniej. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś wyjdę za mąż, choć bardzo chciałabym mieć dzieci. Ale jedno wiem na pewno – już nigdy nie będę służącą dla swojego męża.