Znowu pokłóciliśmy się z mężem. Jak wytłumaczyć człowiekowi, że nie muszę obmacywać jego rodziców? Zwłaszcza po tym, co było w zeszłym roku!
Mąż patologicznie boi się swoich rodziców. Udowadnia mi to aż do zdenerwowania, że ich relacje są cudowne, ale jak tylko się spotkają, zaczyna ich obmacywać.
Zawsze stara się im zaimponować i nie sprawić przykrości. Dobrze, gdyby to byli jacyś wybitni ludzie. Nie – zwykli, a do tego w dzieciństwie jeszcze go obmacywał. W całym dzieciństwie był szczęśliwy tylko dlatego, że latem wysyłano go do babci.
A z drugiej strony – szczęśliwa, zwykła litewska rodzina. Mama – nauczycielka z 40-letnim stażem, tata – choć zwykły robotnik, ale również szanowany w pracy.
Jak by to nie było, ale Święta musimy spędzić u teściów męża. U nich, wiecie, to tradycja. Koniecznie trzeba zebrać się przy wigilijnym stole.
W ubiegłym roku poddałam się temu. W zeszłe Święta obchodziliśmy u nich. Matka męża postanowiła przygotować na wigilijny stół swoje popisowe danie.
Ciotka upiekła gęś. Szczerze mówiąc, wcześniej nie próbowałam gęsi. Wtedy nie chciałam eksperymentować – byłam w 8. miesiącu ciąży i niektóre zapachy oraz widoki wywoływały u mnie mdłości.
Ale mąż nie odmówił jedzenia maminych potraw. Jako gość u swoich rodziców lubi zjeść to, co ja gotuję rzadko lub wcale nie gotuję. Każda rodzina ma przecież swoje tradycyjne potrawy. Wiele z tego, co ciotka codziennie przygotowuje, ja w ogóle nie robię.
Do teściów męża przyjechaliśmy 25 grudnia wieczorem. U siebie w domu zrobiłam sałatkę grecką. Wówczas ginekolog zakazała mi jeść prawie wszystko, poza warzywami. A u ciotki sałatki nigdy nie są podawane bez majonezu. Postanowiłam więc, że odstawię to, co sama przygotowałam.
Jednak mąż zjadł trochę za dużo. Wtedy w domu nic nie jadł, mówiąc, że zje u mamy. I tak też zrobił.
Jak później się okazało, ciotka przygotowała gęś jeszcze 23-go, a 25-go wyjęła ją z lodówki, żeby ją podgrzać. Gęś stała na stole przez kilka godzin.
W domu teściów panował okropny upał i ciasnota. Ciotka aż drżała ze strachu przed niewidzialnymi przeciągami i nigdy nie wietrzyła zimą.
W takich warunkach ptak po prostu się zepsuł. Jednak mój ukochany mąż tego nie zauważył. Gęś była hojnie przyprawiona – z głodu przybrał podwójną porcję. Drugiego dnia Świąt spotkaliśmy się w szpitalu, gdzie został przywieziony z powodu zatrucia.
Mąż ciężko zachorował. Najciekawsze jest to, że szwagier również próbował gęsi, ale nic mu nie dolegało. Najwyraźniej jego żołądek już się przyzwyczaił – potrafi strawić kamienie.
Kolejny podejrzany fakt. Kiedy mąż źle się poczuł, spojrzałam do lodówki. Ich lodówka jest nowa i dobrze wyposażona – ma czujnik temperatury, a na ekranie widniała liczba +9.
Udało mi się wytłumaczyć, że wśród gości nic nie zjadam. A ciotka oferowała mi twaróg i mleko. Mogłabym tam dostać jeszcze jakieś obrzydliwości.
Po zeszłorocznych wydarzeniach nie mam ochoty jeździć do nich. Poza tym teraz mamy małe dziecko. A co, jeśli ukochana babcia postanowi i coś mu podać z własnej lodówki?
Powiedziałam mężowi, że teraz mamy własną, oddzielną rodzinę – będziemy świętować u siebie. A on nalega, żeby koniecznie jeździć do jego rodziców. Pewnie zapomniał już, jak tydzień nie wychodził z łazienki.
W końcu powiedziałam mężowi, że jeśli mu się tak podoba świętować, to niech jedzie do rodziców sam, a my z wnukiem spokojnie zostaniemy w domu.
Mąż rozjuszył się, zadzwonił do swojej matki i powiedział, że nie przyjedziemy. Ona natychmiast oddzwoniła do mnie i oskarżyła mnie o „zepsucie świąt”.
Jeszcze kusiło mnie, żeby ripostować, że ponoć wy zepsuliście w zeszłym roku, a ja w tym roku – można więc powiedzieć, że się rozliczyliśmy. Ciotka, wściekła ze swojego uporu, rzuciła rękawicę.
Do Świąt pozostało bardzo mało czasu, a nastrój jest całkowicie zepsuty.