Z Almantasem pobraliśmy się dwa lata temu. Na razie nie mamy własnego mieszkania, mieszkamy u jego rodziców.
Co dziwne, moje relacje z nimi są świetne – od razu przyjęli mnie do rodziny i pomogli mi bez żadnych napięć zaadaptować się w ich domu i codziennym życiu. Natomiast o starszej siostrze mojego męża mogę powiedzieć coś zupełnie przeciwnego.
Maria od pierwszego dnia naszej znajomości zachowywała się wobec mnie ostentacyjnie arogancko, nieustannie dając mi do zrozumienia, która z nas jest „ważniejsza”. Nie pod względem wieku, bo jesteśmy rówieśniczkami, lecz statusu.
Siostra jest mężatką, wychowuje dzieci, z pozoru wszystko w jej życiu układa się pomyślnie – ma rodzinę, pracę, dostatek – jednak jakiś niezrozumiały brak akceptacji faktu, że u jej brata wszystko jest dobrze, bardzo psuje atmosferę w rodzinie.
Na początku milczałam, wysłuchując jej ironicznych uwag i uszczypliwości, mając nadzieję, że Maria w końcu odpuści, jednak moje oczekiwania się nie spełniły. Z czasem jej komentarze stawały się coraz bardziej zjadliwe, więc musiałam zacząć się bronić.
Najwyraźniej Maria tylko na to czekała. Każda jej wizyta kończyła się kolejną awanturą.
Trzeba przyznać, że zarówno mąż, jak i jego rodzice bardzo się starali, by uspokoić agresję Marii i skierować ją na właściwe tory rodzinnej komunikacji, jednak wszystkie próby były daremne.
Niedawno urodził nam się pierwszy syn, cudowny maluch. Teściowie cieszyli się z jego narodzin chyba jeszcze bardziej niż my, natomiast Maria postanowiła zrobić kolejny krok w naszej konfrontacji.
Demonstracyjnie nie pogratulowała mi narodzin syna, odmówiła przyjścia na chrzciny, o jakichkolwiek prezentach dla bratanka nie było nawet mowy. Apogeum nastąpiło jednak, gdy przyszła złożyć życzenia mojej teściowej z okazji urodzin.
Siedziałam przy stole z naszym Domkiem, który spokojnie drzemał w pieluszkach. Wszyscy, oprócz Marii, mówili przyciszonym głosem, by go nie obudzić, ale decybele ciotki nie pozwoliły mu zasnąć i maluch się rozpłakał. Maria natychmiast skomentowała:
– Ucisz wreszcie to swoje nieporozumienie!
Wszyscy zamilkli. Wyszłam do innego pokoju, nakarmiłam i uśpiłam Domka, po czym wróciłam, podeszłam do uśmiechającej się szyderczo Marii i wymierzyłam jej taki policzek, że wbiła nos w swój talerz.
Potem nastąpiły histeryczne wrzaski Marii, trafna uwaga teścia („Nareszcie! Może teraz się uspokoi…”) i obrażona, nieznajdująca wsparcia szwagierka wybiegła do domu.
Teściowa mnie uspokoiła:
– Nie przejmuj się, zrobiłaś wszystko dobrze, mnie samej aż ręce świerzbiły!
Dziękuję Bogu, że moi krewni ze strony męża to całkowicie rozsądni i sprawiedliwi ludzie. Bardzo im za to dziękuję!