Mam 31 lat, jestem rozwiedziona, wychowuję dwoje dzieci – 8 i 4 lata. Z zawodu jestem pielęgniarką-fizjoterapeutką, pracuję w luksusowym sanatorium.
Tego lata wypoczywał u nas mężczyzna około sześćdziesiątki – bardzo miły, uprzejmy. Na początku przynosił kwiaty, czekoladki, obsypywał komplementami – cóż, wielu tak robi, już się do tego przyzwyczaiłam.
Zewnętrznie nie różnił się zbytnio od innych – dla mnie wszyscy pacjenci są tacy sami. Dopiero po jego wyjeździe dowiedziałam się, że to bardzo wpływowy i zamożny człowiek. Śmiałyśmy się z dziewczynami, że przegapiłam swoją szansę na szczęście, ale niedawno znów się pojawił – przyjechał specjalnie do mnie.
Podarował mi drogie perfumy, złożył życzenia z okazji nadchodzących świąt i bez zbędnych słów zaproponował mi zostanie jego kochanką.
Wie, że jestem samotną matką, dlatego od razu zaznaczył, że zapewni mi pełne wsparcie finansowe. W zamian oczekuje ode mnie regularnych spotkań, być może wspólnych wyjazdów, no i oczywiście wszystkiego, co się z tym wiąże.
Powiem szczerze, ta propozycja mną wstrząsnęła. Oczywiście, nie jestem żadną świętą, ale to dla mnie za dużo. Nie dość, że jest w wieku mojego ojca, to jeszcze traktuje mnie jak rzecz, którą można kupić bez ceregieli.
Ale czy mam prawo odebrać swoim dzieciom możliwości, których sama nigdy nie będę w stanie im zapewnić? Lepsza szkoła, różne programy edukacyjne, ciekawe wakacje i poprawa zdrowia – to wszystko jest w zasięgu ręki.
Starszy pan przedstawił wszystko w bardzo kuszący sposób – wie, gdzie uderzyć, by trafić w czuły punkt samotnej matki. W końcu obiecałam mu, że się zastanowię, i teraz nie mogę sobie znaleźć miejsca.
Moja głowa pęka od myśli, nie mogę zasnąć – ciągle zastanawiam się, czy warto się tak poniżyć nawet dla dobra dzieci, czy raczej schować swoją dumę jak najgłębiej i zostać utrzymanką bogatego, lubieżnego starca. Potępiajcie mnie lub doradźcie…