Obecnie siostra mojego męża spodziewa się czwartego dziecka, choć finansowo wcale ich na to nie stać. Warunki, w jakich żyją, są kompletnie nieodpowiednie dla tak licznej rodziny – mają tylko dwa pokoje i żyją od wypłaty do wypłaty. Jaki w ogóle ma sens sprowadzać na świat kolejne dzieci, gdy można poprawić jakość życia tych, które już są?

Zawsze wychowywano mnie w przekonaniu, że rodzina jest najważniejsza, ale wszystko ma swoje granice.

Zazwyczaj nie wtrącam się w cudze sprawy, ale teraz nie mogłam inaczej i zaczęłam z nią o tym rozmawiać. Przedstawiłam jej wszystkie argumenty, ale nawet nie chciała mnie słuchać. Powiedziała, że wszyscy jesteśmy przeciwko niej i nie życzymy jej szczęścia. Mam wrażenie, że ludzie czasem popadają w obsesję na punkcie rodziny i pragnienia wychowywania dzieci, nie mając na to środków. Jakby sama miłość wystarczała, by żyć w warunkach, które są faktyczną nędzą.

Oczywiście zdarzają się wyjątki, ale czy mogą być traktowane jako norma? Gdyby moja matka miała więcej niż dwoje dzieci, nigdy nie mogłabym zdobyć wykształcenia, które mam teraz. W naszej rodzinie po prostu nie wystarczyłoby na to pieniędzy. A oni nawet nie zastanawiają się, co będzie z ich dziećmi w przyszłości. Mam wrażenie, że naprawdę wierzą w cud, który przyniesie im środki na życie. Jakoś sobie poradzą, jak zawsze, ale o godnym życiu nie ma mowy.

Gdybym tylko mogła pokazać wszystkim, jak to naprawdę wygląda, myślę, że wiele osób potraktowałoby to jako żart. Bo przecież żadna rozsądna osoba nie zgodziłaby się żyć w takich warunkach tylko po to, by wychowywać czworo dzieci.

Moje koleżanki całkowicie mnie popierają, podobnie jak jej rodzice. Po prostu nie wiemy, jak wpłynąć na nią, by przemyślała swoją decyzję. Nie chce nas słuchać. Nie ukrywam, że podejrzewam, iż to jej mąż ma na nią taki wpływ. Zawsze nastawiał ją przeciwko naszej rodzinie, a my nic nie mogliśmy z tym zrobić.

Szczerze mówiąc, boję się nawet wyobrażać, co będzie z nią dalej. Jeśli jednak uda nam się przekonać ją, by zrezygnowała z tego pomysłu, będę bardzo szczęśliwa. W końcu jest częścią naszej rodziny, a ja nie chcę widzieć głodnych twarzy moich siostrzeńców za dziesięć lat. A to ich czeka, jeśli się nie zajmą swoim życiem. Nie ma nic gorszego niż głodne dzieci. Potem wyrastają z nich ludzie, z którymi trudno sobie poradzić.

Pociesza mnie jednak fakt, że mam wsparcie innych krewnych, którzy myślą podobnie. Czasem czuję, że nie jestem jedyną, która stara się coś zmienić.