Z Justynem spotykaliśmy się wtedy przez 4 miesiące. Wszystko układało się dobrze, nawet nie podejrzewałam, że coś może pójść nie tak.
Rodzice Justyna niedawno przeprowadzili się do domu na przedmieściach, a mieszkanie podarowali synowi. On jednak postanowił je wynająć, a sam mieszkał z rodzicami. Justyn dużo opowiadał o swojej matce, po prostu ją uwielbiał, współczuł jej i troszczył się o nią na wszelkie sposoby.
Wydawało mi się to bardzo dobre – zobaczcie, jakiego troskliwego syna wychowała matka. O ojcu też mówił dobrze. Myślałam, że to wręcz wzorowa rodzina.
Aż w końcu nadszedł dzień, kiedy Justyn zdecydował, że czas, byśmy zamieszkali razem. W jego mieszkaniu w mieście. Zgodziłam się spróbować, ale przed tym postanowiliśmy przedstawić sobie nawzajem naszych rodziców. Poznanie z moimi bliskimi przebiegło świetnie.
Justyn bardzo spodobał się mojej mamie i ojcu. Mój wybranek wydał im się odpowiedzialny, rozsądny i szanujący rodziców, zwłaszcza matkę. Jednym słowem, odpowiedni chłopak. Mama była zachwycona przyszłym zięciem, a ja nie mogłam się doczekać, kiedy poznam jego rodzinę.
Kiedy zobaczyłam matkę Justyna, delikatnie mówiąc, byłam zaskoczona. Wyobrażałam sobie starszą kobietę. Justyn opowiadał, że matce trudno radzić sobie z ogrodem, działką i sprawami domowymi, dlatego nie pracuje. Myślałam, że to zmęczona, utrudzona kobieta. A okazało się zupełnie inaczej.
Matka Justyna, wyglądająca na około 40 lat, choć naprawdę miała 56, była młoda, zadbana i pełna życia. Jak się później okazało, całą rodzinę utrzymywał ojciec Justyna.
Ojciec zajmował się także sprawami domowymi, ogrodem i działką. Poza tym miał dwie prace – główną w fabryce, a wieczorami dorabiał jako kierowca. W przeciwieństwie do matki Justyna, ojciec wyglądał o wiele starzej i był wyraźnie wyczerpany.
Żebyście zrozumieli – matka Justyna zajmowała się wyłącznie gotowaniem, a całą resztę robili Justyn i jego ojciec. Nawet naczyń nie zmywała. Całkiem wygodne życie, prawda?
Ale jego ojciec to nie koń pociągowy, żeby przez tyle lat dźwigać wszystko na swoich barkach. Miesiąc po naszym poznaniu zmarł na zawał serca. Po tym Justyn oświadczył, że nie zostawi matki, co oznaczało, że będziemy z nią mieszkać. Oczywiście teraz to Justyn będzie ją utrzymywał.
Wiecie, pomyślałam sobie… Dlaczego mielibyśmy harować w pracy, żeby utrzymywać dość młodą, zdrową, pełną sił kobietę? Czy ja tego potrzebuję? Zdecydowanie nie marzyłam o takim mężczyźnie, który w wieku 30 lat będzie siedział u spódnicy swojej matki i zmywał za nią naczynia.
Czy warto mówić, że nie wyszłam za Justyna? A dokładniej, za Justyna i jego matkę?