Wieczór. Zima. Silny mróz. Andrzej siedział z żoną w kuchni, popijając herbatę i jedząc naleśniki. Olga upiekła wyjątkowo smaczne naleśniki, a po pracy mógł cieszyć się domową atmosferą.
Olga, brunetka o pięknym wyglądzie, zawsze się do niego uśmiechała. Czuł radość w sercu, mimo ogromnego zmęczenia.
— O, Andrzej, dzwoni twoja mama! Dlaczego do mnie?
— Daj, porozmawiam. Mój telefon zostawiłem w samochodzie na ładowaniu.
Andrzej wziął telefon Olgi i odebrał połączenie od matki. Domyślał się, że pewnie chce zaprosić ich na święta do „wsi”.
– Cześć, mamo. … Dlaczego płaczesz? Co się stało? Zgubił się? Gdzie?
Andrzej pobladł i wytężył słuch. Olga podeszła bliżej, zastanawiając się: „Kto u niej mógł się zgubić?”.
— Jadę, czekaj. Dzwoń na policję! Już dzwoniłaś? Dobrze, zaraz będę, mamo, uspokój się. Za godzinę będę na miejscu!
– Andrzej, co się stało?
– Mój ojciec zaginął. Wyszedł do sklepu i nie wrócił, mama szukała go razem z sąsiadami, przeszli wszystkie ulice, ale nigdzie go nie ma.
– Boże, a telefon?
– Niedostępny. Pewnie bateria padła przez mróz i się wyłączył. A przecież miałem dać mu swój telefon na Nowy Rok, bo bateria w jego już ledwo trzymała. Albo kupić nowy, jak sugerowałaś. Dobra, jadę.
– Czekaj! Pojadę z tobą. Szybko się ubierajmy. Kiedy wyszedł? Jak długo go już nie ma?
– Trzy godziny. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się coś takiego. Mama dzwoniła do szpitala – nie trafił tam.
– To dziwne, przecież tam wszędzie są latarnie, jest jasno. Co mogło się stać?
Andrzej i Olga pędzili zaśnieżoną drogą. Było już całkowicie ciemno, a Olga wyobrażała sobie, jak w taki mróz starszy człowiek mógł się zgubić. Może zasłabł… Pewnie tak. Ojciec Andrzeja był bardzo domowy, rzadko wychodził sam. Tylko do sklepu czasem się wybierał.
Ojciec Andrzeja miał sześćdziesiąt dziewięć lat, był pogodnym człowiekiem. Jeszcze niedawno sam prowadził samochód, ale zrezygnował, uznając, że nie ma takiej potrzeby, a utrzymanie auta jest drogie.
Olga, widząc, że Andrzej się trochę uspokoił, zapytała:
– Czy coś mu ostatnio dolegało?
Wtedy Andrzej zaczął tłumić łzy.
– Może i tak, ale nigdy się nie przyzna. Zawsze się uśmiecha, cieszy, że żyje. Nie mogę go przekonać, żeby poszedł do lekarza… Nie chce i już.
– Spokojnie, kochanie, jeszcze nic nie wiemy.
– Jest taki mróz… Nie wiem, czy to wytrzyma…
Kiedy dotarli do miasta, Andrzej zadzwonił do matki, pytając, dokąd ojciec poszedł. Przeszukał wszystkie ulice, wychodził z samochodu, szukał…
Olga szybko rozejrzała się i powiedziała:
– Chodźmy przejść się po domach.
– Tam wszędzie są domofony. Jedźmy na policję!
– Ty jedź, a ja pójdę zapukać do mieszkań. Rozumiesz… w taki mróz mogli pomyśleć, że coś mu się stało, i wpuścić do najbliższego domu, żeby się ogrzał. Sama bym tak zrobiła. Chodź, proszę! – Olga uśmiechnęła się. – W dwójkę pójdzie szybciej, a potem pojedziemy na policję. Są tylko dwa budynki po drodze do sklepu. A u sprzedawców twoja mama już była, pokazywała zdjęcie – ojca dzisiaj nie widzieli, niczego nie kupował… Czyli tam nie dotarł, prawda?
– Tak.
– Dobra, ty zacznij od drugiego końca budynku, i wołaj go, może usłyszy.
Andrzej podszedł do pierwszego budynku i nacisnął na domofon. Był zdenerwowany, chaotycznie tłumaczył sytuację, co wzbudziło podejrzliwość ludzi. Musiał dzwonić do kolejnego mieszkania. Tam trafił na bardziej wyrozumiałą osobę, która niemal natychmiast otworzyła drzwi.
Olga postąpiła inaczej. Powiedziała, że klucz do domofonu jej nie działa, przedstawiła się jako sąsiadka. Nawet nie pytali, od razu otworzyli.
W klatce schodowej zaczęła głośno wołać: „Michał! Odezwij się! To Olga i Andrzej!”. Sprawdziła parter, wjechała windą na ostatnie piętro, a potem zaczęła schodzić, pukając do wszystkich drzwi, pokazując zdjęcie teścia.
W końcu, w jednej z klatek, usłyszała hałaśliwą kompanię w jednym z mieszkań. Dzwoniła długo, muzyka ucichła, drzwi otworzył młody chłopak, może piętnastoletni.
– Szukam ojca. Widziałeś go? Mam jego zdjęcie, spójrz…
– To nasz dziadek!
– Jest u was? Gdzie? Jestem jego synową…
– Synową? Niemożliwe. On jest dziadkiem! – chłopak się roześmiał. – Bogaty czy co?
– Jestem żoną jego syna, naprawdę. Proszę, jego żona nie może znaleźć sobie miejsca z nerwów, syn też przyjechał. Bardzo was proszę.
– Nic nie rozumiem. Chodź. Twój dziadek u nas odpoczywa. Siedział na dworze, zaprosiliśmy go do siebie.
Olga weszła do mieszkania, a tam Michał siedział na kanapie otoczony trzema chłopakami i dwiema dziewczynami.
– Panie Michale, jak się pan czuje?
Nie odpowiedział, patrzył na Olgę, ale jej nie poznał.
Po telefonie do Andrzeja Michał został zabrany do szpitala. Lekarze stwierdzili, że mróz być może uratował mu życie. Matka Andrzeja przyznała, że przed świętami pokłóciła się z mężem, a on w złości wyszedł z domu.
Na szczęście chłopak, który go znalazł, okazał się dobrym człowiekiem. Jednak nie zrozumiał, że starszemu mężczyźnie trzeba było szybko wezwać karetkę.
Następnego dnia Andrzej i Olga podziękowali chłopakowi, wręczyli mu drogi tablet jako podziękowanie i zadzwonili do jego rodziców, by również im podziękować za wychowanie syna.