– Jak zamierzasz przeżyć zimę, Anno? Mrozy, o, nadchodzą, a ty nie masz drewna – pyta sąsiadka starszą babcię, która od wielu lat mieszkała samotnie na skraju wsi.
– Jeszcze nie wiem – wzdycha smutno staruszka. – My z Kacperem żyjemy i Bogu dziękujemy, że śnieg jeszcze nie spadł. A co będzie dalej, zobaczymy.
Sąsiadce pozostało tylko życzyć Annie, by zima nie była zbyt mroźna, ale w biedzie staruszki na pewno nie zostawią. W zeszłym roku jej mąż nie raz przynosił starszej sąsiadce drewno, a gdy nadeszły silne zamiecie, nawet zabrali ją na tydzień do siebie.
Annie niełatwo się żyło. Wyszła za mąż, ale szybko owdowiała. Dzieci nie mieli.
Na wsi trudno wdowie żyć, pracy dużo. Do tego jeszcze, gdy Anna była młoda, była bardzo piękną kobietą, i zaczęło się do niej zalecać sporo mężczyzn. Ale ona nie bardzo chciała znów wychodzić za mąż, zwłaszcza po tym, jak zaczął ją adorować Stefan.
On też był wdowcem i samotnie wychowywał małego syna. Choć Stefan był młodszy od Anny o całe 8 lat, postanowił ją wziąć za żonę, bo widział w niej dobrą matkę dla swojego dziecka.
Anna początkowo nie miała nic przeciwko, ale potem przyjrzała się sytuacji bliżej – i odmówiła zalotnikowi. Stefan lubił zerkać na inne kobiety i wcale się z tym nie krył.
– Jestem młody, one też młode. A ty, Anno, po prostu jesteś dobrą kobietą, troskliwą żoną i matką, więc nie kombinuj, tylko wychodź za mnie – nalegał Stefan, który rozumiał, że lepszej matki dla swego syna nie znajdzie.
Za Stefana Anna jednak nie wyszła, ale jego syna, Andrzeja, pokochała całym sercem. Nieraz chłopak wpadał do Anny, gdy tata przyprowadzał do domu nową „mamę” albo gdy zatrzymywał się gdzieś na hulankach.
A Anna nakarmi, o sprawy wypyta. Co tu mówić, chłopca ona za swojego syna uważała.
Andrzej, nawet gdy podrósł, nie przestawał przychodzić do Anny. Kiedyś wyznał jej, że u niej jest mu lepiej niż w rodzinnym domu.
Po szkole Andrzej wyjechał na studia do miasta, sam dostał się na uniwersytet. A Anna to mu paczki z żywnością posyłała, to sama do miasta zawoziła. Podczas gdy rodzonego ojca Andrzeja w ogóle nic nie obchodziło, bo już mocno popadł w nałóg i oprócz wódki i kumpli nic go nie interesowało.
Chłopak skończył studia i udało mu się wyjechać do dalekiej Australii. Od tego czasu Anna straciła kontakt z przybranym synem. Nie wiedziała, gdzie jest i co się z nim dzieje.
Niepostrzeżenie nadeszła starość. Ciężko było starszej kobiecie samej ze wszystkim sobie radzić, ale cóż poradzić, takie życie.
Pewnego razu Anna siedziała przy oknie, a tu widzi – ktoś wchodzi przez furtkę. Nie mogła uwierzyć własnym oczom – to jej Andrzej! Przyjrzała się – ależ skąd, Andrzej miałby już około 50 lat, a to zupełnie młody chłopak. Ale jakże podobny do jej Andrzeja!
Młodzieniec wszedł do chaty, a widząc zdziwioną babcię, pospieszył z wyjaśnieniem. On też Andrzej, ale syn tamtego Andrzeja. Chłopak opowiedział, że ojca już na świecie nie ma, ale ten prosił, by go odszukać Annę, o której często i dużo mówił.
– Czyli okazuje się, że jest pani moją nierodzonną babcią – mówi Andrzej.
A Anna stała i nie wierzyła, że tak się zdarza, przecież tyle lat minęło!
Andrzej nie przyjechał z pustymi rękami, przywiózł pieniądze dla babci. Rozejrzał się dookoła, zrozumiał, że przybył w samą porę i od razu zabrał się za remont domu.
Wieści po wsi rozchodzą się szybko. Przybiegł i Stefan do Anny, rzucił się do wnuka tłumaczyć, że to on jest dziadkiem rodonym, a ona – nikt.
Ale Andrzej tylko miło się uśmiechnął, powiedział, że miło mu poznać, i że ojciec nic mu o dziadku nie wspominał, ale mówił, by zadbać o najbliższą mu osobę, która stała się dla niego prawdziwą matką.
Stefan zrozumiał wtedy, że nic nie dostanie, bo jak kto żył, tak na to zasłużył.