Tydzień po ślubie Joanna wróciła do domu z rzeczami. – Wybacz, mamo, ale zrozumiałam – to na pewno nie jest mój mąż! – oznajmiła córka. – I to moja ostateczna decyzja. Jak jej nie prosiłam, jak nie błagałam – nic nie pomagało. Była pewna, że z Robertem nie będzie żyć. W tym momencie zadzwoniła do mnie teściowa, zaczęła się kłócić, że to moja Joanna pozwala sobie na takie rzeczy – tak upokarzać jej syna

Kiedy moja jedyna córka rozstała się ze swoim chłopakiem, widziałam, jak bardzo cierpi. Dlatego postanowiłam jej trochę pomóc. Moja dobra przyjaciółka ma syna, bardzo porządnego człowieka. A i mojej córce zawsze się podobał. Więc razem z przyjaciółką zdecydowałyśmy się pomóc naszym dzieciom.

Joanna popłakała, pocierpiała za Kamilem, a wtedy zaczęłyśmy z przyjaciółką aranżować im przypadkowe spotkania z Robertem. Raz na pikniku, raz nad jeziorem, raz w lesie na grzybach. Słowem, wszystko nam się udało. Niedługo potem Robert oświadczył się mojej córce, a ona się zgodziła.

Wychowałam córkę sama, ale wyrosła na prawdziwą piękność i mądrą dziewczynę. Zdobyła wykształcenie, pracuje, w wolnym czasie tańczy, maluje i pisze wiersze.

Robert jako mąż bardzo jej pasuje – samodzielny, inteligentny, troskliwy, ma swoje mieszkanie, samochód – w dzisiejszych czasach to też ważne. I dobrze traktuje moją Joannę. Zdmuchuje z niej pyłek, podwozi do pracy, odprowadza, odbiera – jednym słowem, troskliwy, takich trzeba szukać ze świecą.

Patrzyłam na nich i cieszyłam się, że moja córka będzie szczęśliwa, skoro mnie się to nie udało. Wiem, jak trudno żyć, gdy obok nie ma niezawodnego męskiego ramienia. Dobrze, że z Kamilem się rozstała. Ale byli razem ponad dwa lata, nie rozumiałam, co ona w nim widziała. Ani urody, ani stabilności, tylko miłość. A co dziś znaczy miłość? Najważniejsze, żeby młodzi żyli w dostatku. Z Robertem na pewno jej niczego nie zabraknie.

Zaczęliśmy przygotowania do ślubu, które, jak to bywa, z skromnej uroczystości „tylko dla najbliższych” w ciągu kilku miesięcy urosły do dużego wydarzenia z limuzyną, restauracją, welonem, trzypiętrowym tortem i gołębiami wypuszczanymi w niebo.

A co tu oszczędzać – jedyna córka wychodzi za mąż. Chciałam, żeby to było raz i na zawsze. Zaprosiliśmy wszystkich najbliższych krewnych i przyjaciół, bo nikogo nie można było pominąć.

Pewnego dnia, idąc ulicą, zobaczyłam Joannę w kawiarni. Siedziała przy stoliku i rozmawiała z Kamilem. Zrobiło mi się słabo. O czym oni jeszcze mogli rozmawiać, skoro ślub za pasem?

Ale im bliżej było do ślubu, tym bardziej smutna i zamyślona stawała się narzeczona. Pewnego dnia przyszła do mnie na rozmowę:
– Mamo, nie jestem pewna, czy to na pewno ten właściwy? Nie wiem, czy powinnam to robić…

Domyślałam się, skąd wieje wiatr, więc starałam się jak mogłam uspokoić córkę. Ślub się odbył. Na weselu moja Joanna siedziała ponura jak chmura.

Goście składali życzenia młodej parze, a ona ani razu się nie uśmiechnęła. Myślałam, że to minie.

Tydzień po ślubie Joanna wróciła do domu z rzeczami.
– Wybacz, mamo, ale zrozumiałam – to na pewno nie jest mój mąż! – oznajmiła córka. – I to moja ostateczna decyzja.

Jak jej nie prosiłam, jak nie błagałam – nic nie pomagało. Była pewna, że z Robertem nie będzie żyć.

W tym momencie zadzwoniła do mnie teściowa, zaczęła się kłócić, że to moja Joanna pozwala sobie na takie rzeczy – tak upokarzać jej syna.

Powiedziałam wszystko, co myślę, mojej córce:
– Popatrz, co narobiłaś, bezwstydnico, nie wstyd ci? Trzeba było myśleć wcześniej! Teraz wszyscy jesteśmy skompromitowani. Postawiłaś Roberta w bardzo trudnej sytuacji. Biedny chłopak, nic ci nie zrobił, żebyś go tak traktowała. Zniszczyłaś mu życie.

A ona na to:
– Mamo, a nie pomyślałaś, że to ty zniszczyłaś nam życie? Od początku mówiłam, że nie kocham Roberta. Kamil wrócił i teraz będziemy razem, niezależnie od tego, co sobie wyobrażasz.

W rezultacie wydałam mnóstwo pieniędzy na ślub, a na końcu zostałam uznana za winną. Przyjaciółka przestała się do mnie odzywać, twierdzi, że czegoś takiego od naszej rodziny się nie spodziewała.

Ale co teraz mogę zrobić? Nie na darmo mówią: „Na siłę nikogo nie uszczęśliwisz…”.