Maria była moją sąsiadką, bardzo ją lubiłam. Nieraz marzyłam, żeby mieć taką synową. Tymczasem mój syn wiele lat temu wyjechał za granicę i tam został. Zmieniał kobiety, raz jedną, raz drugą, ale z żadną nie związał się na stałe.
Maria z mężem tworzyli cudowną parę. Nigdy nie widziałam, żeby się kłócili. Jej mąż, Michał, bardzo ją kochał, czego nie można powiedzieć o jego matce. Wszystko jej przeszkadzało. A ja, jako sąsiadka, widziałam, że Maria wstawała wcześnie rano i pracowała do późnego wieczora. Dzieci zawsze były czyste i zadbane, choć miała ich troje. W domu zawsze było czysto, a na stole pełno smakołyków.
Maria była piękną i mądrą kobietą. Nigdy nie narzekała na życie, zawsze się uśmiechała, witała każdego serdecznie, cała promieniała szczęściem. Ale jej szczęście nie trwało długo. Michał zachorował i trafił do szpitala. Leczenie trwało prawie rok. Żeby ratować męża, Maria sprzedała swoje mieszkanie w mieście – była z miasta, ale wyszła za chłopaka ze wsi i tu została. Pieniędzy jednak było za mało, musiała wziąć pożyczki, ale nawet to nie pomogło uratować Michała. Po roku zmarł. Maria bardzo to przeżywała, a na jej rękach zostało troje dzieci. Musiała zarobić na wszystko, co było potrzebne dzieciom do szkoły. Jej teściowa kategorycznie odmówiła opieki nad wnukami, tłumacząc się brakiem sił, choć miała zaledwie 67 lat.
Bardzo mi było szkoda Marii, chciałam jej jakoś pomóc. Zgodziłam się więc opiekować jej dziećmi. Były grzeczne i posłuszne. Ale teściowej Marii to się nie spodobało i postanowiła wyrzucić ją z domu.
– Twoje dzieci cały czas przypominają mi mojego syna – skarżyła się teściowa Marii. – Nie mam już siły tego znosić. I tak dużo na nie wydaję, a muszę jeszcze leki kupować i trochę dla siebie odłożyć.
Słysząc takie słowa, ręce mi opadły. Jej wnuki cały dzień były u mnie, najedzone, umyte, a ona mimo to narzekała. Dzieci wychowały się na jej oczach, a ona traktowała je w taki sposób.
Teściowa Marii była nieustępliwa: – Szukaj sobie innego miejsca do życia.
Maria nie miała gdzie pójść. Była w długach, bo sprzedała swoje mieszkanie. Nie mogłam jej zostawić samej. Zaproponowałam, żeby zamieszkała u mnie. Zgodziła się i pomagała mi we wszystkim. Widziałam jednak, że nocami nie spała, myśląc o swoich długach.
Postanowiłam jej pomóc. Miałam działkę, którą przeznaczyłam dla syna, ale skoro nie była mu potrzebna, to mogłam nią wesprzeć sieroty. Maria początkowo odmawiała, potem obiecała, że wszystko odda. Ale ja pomogłam jej z całego serca.
Maria spłaciła długi i mogła wynająć mieszkanie, ale mnie nie opuściła. Pewnej niedzieli otworzyły się drzwi i na progu stanął mój syn, którego nie widziałam od dziesięciu lat. Przyjechał, żeby mnie zobaczyć i odpocząć.
Kiedy zobaczył Marię w naszym domu, w jego oczach zapalił się błysk. Widać było, że bardzo mu się spodobała. Nie spieszył się już wracać za granicę. Powiedział mi wprost, że chciałby związać swoje życie z Marią. A ja byłam za. Maria i jej dzieci już dawno stali się dla mnie bliscy.
Niedawno odezwała się była teściowa Marii, narzekając, że ma ciężko, a my nawet nie pozwalamy dzieciom do niej przychodzić. Twierdziła, że dzieci mogłyby jej pomóc na działce, ale nigdy nie złożyła im życzeń na urodziny, święta czy imieniny.
Maria zgadza się, żeby dzieci odwiedzały babcię, ale one same nie chcą. Nie uważają jej za babcię. Moja sąsiadka straciła synową i wnuki, a ja znalazłam córkę.