Z Andrzejem poznaliśmy się przypadkiem. Pewnego dnia moja przyjaciółka Irena obchodziła urodziny, a ja byłam jednym z zaproszonych gości. Andrzej również był na tej imprezie, jako przyjaciel chłopaka Ireny. Spośród innych gości od razu go zauważyłam: wysoki blondyn o niebieskich oczach, sportowej sylwetce. Pod koniec wieczoru tańczyliśmy już tylko razem. Andrzej był uprzejmy, pewny siebie i całkowicie niezależny finansowo – prowadził własny biznes.
Po jakimś czasie zaczęliśmy się spotykać. Dopiero wtedy dowiedziałam się, że Andrzej jest żonaty i ma córkę, ale mnie to wcale nie zaniepokoiło. W naszym związku wszystko mi odpowiadało. Andrzej obsypywał mnie drogimi prezentami, zabierał do ekskluzywnych restauracji.
Postanowiłam cieszyć się każdą chwilą spędzoną z nim. Brałam to, co mi oferował. Nigdy nie odmawiałam spotkań i nie martwiłam się, że dzielę go z inną kobietą. Szczerze mówiąc, nie czułam wyrzutów sumienia. Czy to moja wina, że nie poznałam go wcześniej, zanim się ożenił? Powiem wprost – nie odczuwałam winy ani żalu, bo sprawialiśmy sobie nawzajem szczęście.
Potem zmarł mój ojciec, a moje potrzeby emocjonalne zaczęły się zmieniać. Chciałam wypełnić pustkę w swoim sercu, a nasz związek nagle stał się dla mnie nie do zniesienia. Pewnego dnia zapytałam Andrzeja, czy zostawi żonę dla mnie. Odpowiedź była jednoznaczna: nie.
Wtedy skonfrontowałam się z rzeczywistością, którą wcześniej tak łatwo ignorowałam. Zaczęłam spotykać się z innymi mężczyznami, stawiając jeden warunek: muszą być wolni. Próbowałam zachować optymizm, ale żaden związek nie mógł się równać z tym, co miałam z Andrzejem. Za każdym razem, gdy zaczynałam coś czuć do innego mężczyzny, przypominałam sobie o nim. W końcu, po kilku nieudanych romansach, przyznałam przed sobą, że Andrzej jest dla mnie jedyny.
Pół roku później dowiedziałam się, że Andrzej rozwodzi się z żoną – to ona była inicjatorką rozwodu. Nie myślałam, że to moja wina, i wolałam wierzyć, że po prostu zakochała się w kimś innym. Może zmusiłam się do takiego myślenia, bo było mi tak łatwiej.
Rok później wzięliśmy ślub. Nasz związek wydawał się jeszcze silniejszy, a uczucia, które do siebie żywiliśmy, były prawdziwe. Ale nie na długo. Jak mówi przysłowie, na cudzym nieszczęściu szczęścia się nie zbuduje. Pewnego razu Andrzej wspomniał, że zostawił żonę i dziecko dla mnie. Trudno opisać, co wtedy poczułam, ale te słowa mną wstrząsnęły. To oznaczało, że wszystkie wymówki, które sobie wmawiałam, legły w gruzach. To ja zniszczyłam czyjąś rodzinę i pozbawiłam dziecko ojca.
Z czasem nasz związek przestał być tak romantyczny jak wcześniej. Moje złudzenie o szczęśliwej miłości rozwiewało się każdego dnia. Andrzej spędzał coraz więcej czasu w pracy, a ja jak zawsze na niego czekałam. Wracał zmęczony i rozdrażniony, a mi nie poświęcał już uwagi.
Minęły dwa lata. Pewnego wieczoru, po pracy, Andrzej powiedział, że musimy poważnie porozmawiać. Domyślałam się, o czym będzie ta rozmowa, i niestety nie pomyliłam się. Andrzej sucho oznajmił, że musimy się rozwieść – tak po prostu, bez żadnych wyjaśnień. Następnego dnia spakował swoje rzeczy i wyjechał, niczego nie tłumacząc.
Rozwód przebiegł szybko, już po tygodniu byliśmy dla siebie obcymi ludźmi. Tydzień później dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Nie powiedziałam Andrzejowi.
Dziś mam wspaniałą córkę, która ma już trzy lata. Andrzej nic o nas nie wie, ale ja dowiedziałam się, dokąd zniknął. Okazało się, że w jego firmie zatrudniono młodą dziewczynę, z którą miał romans. Zostawił mnie dla niej – młodszej i atrakcyjniejszej. Tak oto bumerangiem wróciła moja miłość. Ale niczego nie żałuję. Dostałam to, na co zasłużyłam.