Zbliżały się urodziny naszego synka, postanowiłam zaprosić mamę i tatę, w końcu to ich jedyny wnuk. Mąż powiedział, że dla teścia i teściowej w jego domu nie ma miejsca, będzie mu wstyd za wiejskich krewnych przed gośćmi. Zadzwoniłam do mamy i powiedziałam, że nie będziemy świętować

Zbliżały się urodziny naszego synka, postanowiłam zaprosić mamę i tatę, w końcu to ich jedyny wnuk. Mąż powiedział, że dla teścia i teściowej w jego domu nie ma miejsca, będzie mu wstyd za wiejskich krewnych przed gośćmi. Zadzwoniłam do mamy i powiedziałam, że nie będziemy świętować.

Dorastałam na przedmieściach. Ojciec pracował jako ślusarz w fabryce, a matka była pielęgniarką w miejscowym szpitalu. Moi rodzice nie byli zamożni, dlatego marzyłam o bogatym życiu w stolicy. W tym celu robiłam wszystko możliwe i niemożliwe. Byłam od dzieciństwa ładną dziewczynką i kiedy to sobie uświadomiłam, zrozumiałam, że dzięki naturze to mój bilet do lepszego życia.

Po ukończeniu szkoły włożyłam maksimum własnego wysiłku, aby dostać się na uniwersytet w Warszawie. Rodzice musieli wziąć niemały kredyt, aby opłacić moje studia, które w tamtym czasie nie były tanie.

W stolicy, z bogatymi koleżankami, szukałam biletu do beztroskiego życia, które wydawało mi się wtedy szczęśliwe. I znalazłam go. Był starszy ode mnie o 7 lat, z zamożnej rodziny i miał własny biznes. Jego obrałam sobie za cel, a z czasem osiągnęłam swój zamiar.

Spotykaliśmy się z Michałem pół roku, był niezłą osobą; żeby powiedzieć, że go kochałam – to nie tak, choć teraz trudno mi się do tego przyznać. Raczej po prostu zaczęłam się do niego przyzwyczajać, wydawał mi się korzystną partią dla młodej dziewczyny, która nie ma niczego za sobą.

Potem dowiedziałam się, że spodziewam się dziecka. Michał ucieszył się z tej wiadomości i od razu mi się oświadczył, czego oczywiście nie odrzuciłam, wręcz przeciwnie, bardzo się ucieszyłam. Myślałam, że nadeszło moje długo oczekiwane szczęście.

Moi rodzice byli przeciwni naszemu małżeństwu. Uważali, że jesteśmy zbyt różni. W tamtym momencie tego nie zauważałam, nosiłam różowe okulary. Byłam oczarowana życiem w stolicy z zamożnym mężem. Byłam młodą dziewczyną, która żyła tylko marzeniami, niemającymi nic wspólnego z rzeczywistością. W wyznaczonym terminie urodził się chłopczyk, nazwaliśmy go Artur.

Zajmowałam się dzieckiem, gotowałam, sprzątałam i tym podobne. Nie tak wyobrażałam sobie życie w stolicy. Mąż cały czas spędzał w pracy, bywało, że wyjeżdżał za granicę w interesach, a ja byłam pochłonięta domowymi obowiązkami, które nie czyniły mnie piękniejszą. Myślałam, że kobiety w stolicy tylko chodzą do salonów piękności.

Relacje moich rodziców z zięciem nie układały się od pierwszego dnia. Podczas każdej wizyty mama wyrzucała mężowi nadmierne zajęcie. Michał nie poświęcał uwagi synowi, a i ja zeszłam na dalszy plan po pracy i przyjaciołach.

Michał nie milczał i zawsze dość ostro odpowiadał mojej mamie. Czułam się nie na swoim miejscu, nie wiedziałam, czyją stronę zająć. Przed pierwszymi urodzinami Artura mąż oznajmił, że nie chce widzieć na przyjęciu moich rodziców. Bo będzie mu wstyd za nich przed ludźmi, których zaprosiliśmy.

Było mi bardzo przykro. Tak, może nie są biznesmenami ani zamożnymi ludźmi, ale to moi rodzice, kocham ich, a oni kochają wnuka. Jak mogę nie zaprosić ich na urodziny dziecka, w którym nie widzą świata.

Ale nie miałam ochoty kłócić się z mężem. Przyzwyczaił się widzieć obok uległą żonę, która nigdy mu w niczym nie przeczy. Okłamałam rodziców, że nie będziemy świętować. Nie wiem, czy się domyślili, czy nie, ale uraza na męża zakorzeniła się we mnie na dobre.

Jakby zaczęły mi się otwierać oczy na wszystko. Od tego czasu sytuacja zaczęła się tylko pogarszać: mama mówiła mi, że jestem zbyt uległa wobec męża, a on negatywnie wypowiadał się o moich rodzicach. Nie przebierał w słowach i nie zastanawiał się, że tym bardzo mnie rani. To ludzie, którzy dali mi życie, którzy mnie wychowali i troszczyli się o mnie stale, nawet teraz, gdy jestem już dorosła.

Po miesiącu moja mama obchodziła swój jubileusz i zostaliśmy z mężem zaproszeni. Ale oto Michał powiedział, że nawet nie myśli jechać do „tych wieśniaków”. To mnie skrajnie obraziło i pojechałam do nich we dwoje z synem. Tam postanowiłam odpocząć od ciągłych domowych obowiązków, kłótni i nieporozumień.

Na przyjęciu ludzie mi współczuli, mówili, że nie poszczęściło mi się z mężem, a wszystko dlatego, że jesteśmy z różnych warstw społecznych. Po prostu milczałam. Rozumiem, że sama jestem winna wszystkiemu. Sama chciałam i dążyłam do takiego życia, tylko że szczęścia mi to nie przyniosło.

Następnego dnia zostawiłam syna rodzicom, a sama spotkałam się w kawiarni ze swoimi przyjaciółmi. Dawno tak nie odpoczywałam. Już zapomniałam, jak to jest być prawdziwym człowiekiem, interesującym dla kogoś i nieobojętnym dla ludzi. Nie czyjąś żoną, a sobą samą. I wtedy zrozumiałam, oto ono – prawdziwe życie.

Tego dnia postanowiłam sobie, że tak dalej żyć nie można. Nie pozwolę więcej mężowi źle wypowiadać się o moich bliskich i ich obrażać. Jestem przede wszystkim człowiekiem i mam prawo do własnego zdania. Z takim nastawieniem wróciłam do domu.

Przyjechałam do domu odważna i pełna determinacji. Powiedziałam mężowi, że nieładnie było mnie zostawiać i zasłaniać się pracą. Moja rodzina to część mnie i jest zobowiązany ją zaakceptować, nawet jeśli coś mu nie pasuje w moich rodzicach. Michał po prostu się roześmiał. Dał mi do zrozumienia wprost, że jeśli chcę się z nimi kontaktować, to mogę do nich jeździć. Ale w jego mieszkaniu nie ma dla nich miejsca. Zapytałam – może i my z synem nie jesteśmy mu potrzebni? Na co po prostu odpowiedział, że jeśli tak się stanie, to pojadę tam, skąd przyjechałam.

Wtedy zrozumiałam, że ten mąż mnie nie kocha. Jest mu obojętne na mnie, na dziecko i na moją rodzinę. Jak mogłam do tego doprowadzić? W pogoni za pięknym życiem nie uwzględniłam, że wszystko ma swoją cenę. Początkowo chciałam spakować rzeczy i pojechać do rodziców. Ale komu tam jestem potrzebna? Z małym dzieckiem na rękach, bez pracy i nawet wykształcenia. Postanowiłam się nie spieszyć i nie podejmować pochopnych kroków.

Zostałam z mężem. Nie jestem gotowa znów wegetować, a nie żyć. Na obelgi pod adresem moich bliskich przyzwyczaiłam się nie zwracać uwagi. Zaczęliśmy bardzo mało kontaktować się z rodzicami. Zajmuję się domem i dzieckiem, mąż w pracy. Może kogoś ma, nawet w to nie wątpię. Ale dziś już mi to obojętne. Za wszystko trzeba płacić i to jest moja cena. Otrzymałam to, czego tak chciałam i do czego tak dążyłam przez wiele lat.