Tak się złożyło, że jeszcze od dzieciństwa wszyscy cały czas porównywali mnie do mojej kuzynki Anny. Oczywiście, zawsze stawiali mi ją za wzór, a ja miałam się na niej wzorować.
Zmęczyło mnie to tak bardzo, że już nie mogłam patrzeć na tę Annę ani jej słuchać.
– Anna jest taka mądra – chwaliła babcia – co roku przynosi pochwały i dyplomy, jest wzorową uczennicą, pilna, idealna dziewczynka, nie to, co ty! Oceny masz słabe, nauka ci nie idzie.
– Anna nasza wszystko umie robić w domu – mówiła mi mama – ostatnio twoja ciotka Maria częstowała mnie ciastem, Anna sama je upiekła, a ty nigdy nawet nie umyjesz po sobie naczyń bez przypominania. Co za córka!
– Anna złożyła papiery na ekonomię – mówił mi tata – to świetny i przyszłościowy zawód w naszych czasach, będzie dobrze zarabiać, a przyszłość ma zapewnioną. A ty kim będziesz? Dziennikarką, jakieś wspomnienia pisać? Tylko się pośmiać.
Czas mijał szybko, lata uciekały, my z Anną kończyłyśmy studia. Mnie zaprosili do pracy w lokalnej gazecie, a Anna ze swoim wykształceniem ekonomicznym znalazła pracę jako menadżerka w jakimś biurze.
– O, Anna ma świetną pracę – zazdrościła mama mojej kuzynce i ciotce – cały dzień przerzuca sobie papierki, a ty jeździsz z jednego końca kraju na drugi za grosze!
Potem kupiłam sobie mieszkanie na kredyt i wyprowadziłam się od rodziców. Miałam wtedy 23 lata, po prostu nie chciałam już słyszeć o Annie.
Niedługo potem, mimo sporych rat kredytowych, które zawsze spłacałam na czas, kupiłam też samochód, stary wprawdzie, ale jednak. Sama nim jeździłam, stałam się zupełnie niezależna.
Często wyjeżdżałam za granicę w delegacje, dorabiałam w różnych wydawnictwach, bo bardzo lubię swoją pracę i dobrze zarabiam. A kiedy odwiedzałam rodziców, słuchałam nieustannych wiadomości o świetnym życiu mojej kuzynki Anny.
Mama i tata, z pomocą babci, kupili jej dobre jednopokojowe mieszkanie, żeby miała swoje własne.
A potem, mając 25 lat, Anna wyszła za mąż. Mniej więcej w tym samym czasie jej firma szybko i niespodziewanie zbankrutowała, ale Anna nie szukała nowej pracy, bo była już w ciąży i lada chwila miała zostać matką.
– Ona robi wszystko dobrze w życiu – mówili krewni – w wieku 26 lat powinna już być matką, kobieta powinna być zamężna, tylko rodzina może dać jej szczęście. A ty ze swoją wolnością i niezależnością, zostaniesz w końcu sama, na starość nie będzie ci miał kto podać szklanki wody.
Potem Anna urodziła drugie dziecko i babcia cicho przepisała na nią swoje dwupokojowe mieszkanie, a sama zamieszkała w jednopokojowym mieszkaniu Anny, żeby miała więcej miejsca. A kiedy Anna spodziewała się trzeciego dziecka, jej mąż ją zostawił, wybierając inną.
Anna miała wtedy 32 lata, tyle samo, co ja, i zaraz miała urodzić trzecie dziecko, a na życie zostawały jej tylko alimenty. Ja w tym czasie spłaciłam kredyt na mieszkanie i dwukrotnie wymieniłam samochód na nowszy i droższy model.
– Słuchaj – zadzwoniła pewnego razu babcia, kiedy wystawiłam drugi samochód na sprzedaż – pomyślałam, że mogłabyś dać Annę swój samochód, a sobie kupisz nowy, dobrze zarabiasz.
Nie mogłam uwierzyć, że moja własna babcia mogła to powiedzieć. To jak oddanie cukierka, a nie drogiego samochodu. Dlaczego miałabym to robić?
– Dlaczego – mówię – mam robić tak drogie prezenty kuzynce, to nie jest sukienka! Poza tym potrzebuję samochodu do pracy, muszę być mobilna, sprzedaję ten i kupuję następny, mam tylko pieniądze na dopłatę. Pracowałam przez lata, żeby mieć to, co mam.
– Twoja kuzynka ma teraz bardzo ciężko – tłumaczyła babcia – potrzebuje pomocy, ma trójkę dzieci, potrzebuje samochodu, żeby dowozić dzieci do szkoły, lekarza, na zajęcia. A ty jesteś sama.
– Babciu – odpowiadam cierpliwie – nie będę dawała takich prezentów kuzynce. Wszystko, co mam, osiągnęłam sama, nikt mi nie dał mieszkania ani nie pomógł ani groszem, nawet ty, gdy miałam trudne chwile. A Anna sama powinna była myśleć, gdy decydowała się na dzieci.
Babcia powiedziała, że nie mam sumienia i jestem bardzo niewdzięczna. A komu niby powinnam dziękować? Babci, która wybrała sobie ulubienicę, a mnie zostawiła? Czy może Annie, która bez przerwy skarży się wszystkim na swój ciężki los i prosi krewnych o pieniądze?
Potem zadzwoniła sama Anna, co mnie jeszcze bardziej zaskoczyło.
– Cześć, siostro, słyszałam od rodziny, że sprzedajesz samochód? Oddaj mi go, moje dzieci tego bardzo potrzebują. Spłacę ci w ratach, kiedy wrócę do pracy. Częściami, jakoś się z tobą rozliczę. Przecież to twoje bratanki, powinnaś o nich zadbać, skoro sama nie masz dzieci.
A co jestem winna bratankom? I jeszcze to – jaka praca? Za trzy lata, i to nie wiadomo, czy Anna będzie mogła pracować po trzeciej urlopie macierzyńskim. Jak z trójką małych dzieci mogłaby pracować i odkładać?
Odmówiłam siostrze od razu, tłumacząc szczegółowo. Nawet moja mama była oburzona tym, że krewni coś ode mnie chcą.
Moja mama zawsze dobrze traktowała Annę, ale kiedy babcia przepisała jej swoje mieszkanie, nie była zadowolona.
– Twoja ciotka znowu dzwoniła. Pokłóciłyśmy się o twój samochód. Wtedy z ojcem też daliśmy pieniądze na mieszkanie Anny, a oni jeszcze nie oddali nam długu.
Potem sama ciotka zadzwoniła:
– I nie wstyd ci, bratanico – mówiła mi pewnie – odmawiać matce wielodzietnej? Sama nie masz dzieci, powinnaś się cieszyć za siostrę. I tak nigdy nie będziesz ich miała!
Od razu się rozłączyłam i już nigdy nie odbieram, kiedy ktoś z rodziny do mnie dzwoni, poza rodzicami.
I nie, nikomu nic nie jestem winna. Moim wyborem była kariera, a potem rodzina i dzieci. Anna dokonała swoich wyborów. Co mnie obchodzą jej dzieci?