Nie mogę już znieść mojej teściowej. Ta kobieta zrujnowała moje życie i nadal je niszczy. Co gorsza, nastawiła dzieci przeciwko mnie do tego stopnia, że nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się odzyskać ich miłość i szacunek. Bardzo kocham moją żonę i dzieci, ale nie wiem, jak dalej żyć.
Nie wiem już, jak walczyć z teściową: podważa mój autorytet w oczach dzieci. Matka mojej żony przedstawia mnie jako nieudacznika i pantoflarza przed naszymi synami. Jeśli potrzebują pomocy, to zwracają się do mamy, a nie do mnie. Jak postawić teściową na swoim miejscu?
Jeszcze przed ślubem postanowiłem sobie, że zaprzyjaźnię się z matką mojej przyszłej żony. Byłem pewien, że potrafię przypaść do gustu każdej kobiecie. Kiedy więc moja dziewczyna zaproponowała, żebyśmy poznali jej rodziców, byłem gotowy na sukces.
Już od progu matka mojej dziewczyny patrzyła na mnie jak na intruza. Obserwowała mnie cały wieczór, zadając liczne kompromitujące pytania. Próbowałem zręcznie wybrnąć, ale na nic się to zdało. Nawet kwiaty, które jej przyniosłem, jej się nie spodobały – woli piwonie. Na pożegnanie nie wyszła mnie odprowadzić. Wracałem do domu rozgoryczony. Przy kolejnym spotkaniu znowu zaczęła tworzyć napiętą atmosferę. Już chciałem oświadczyć się mojej ukochanej, ale przez jej upartą matkę odwlekałem tę decyzję. Dlatego moją żoną została dopiero po pięciu latach.
Teściowa od początku źle o mnie mówiła. Twierdziła, że jestem słabego charakteru, że brak mi stanowczości i ciągle coś odkładam. Mówiła to córce dniem i nocą. Nawet teraz, gdy tylko nadarzy się okazja, a mnie nie ma w pobliżu, zaczyna swoją starą piosenkę, namawiając żonę, by mnie zostawiła. Na szczęście żona jest zupełnie inna niż jej matka. Nawet nie wiem, po kim odziedziczyła te cechy. Jest spokojna, cierpliwa i mądra.
Wkrótce po ślubie dowiedzieliśmy się, że spodziewamy się dziecka. Wtedy jej matka płakała, ale nie ze szczęścia, a ze smutku. Chciała nas rozdzielić, ale pojawiły się dzieci, więc nie odważyła się ich pozbawić ojca. Zamiast tego postanowiła podkopać mój autorytet.
Gdy dzieci miały się urodzić, nie odstępowałem żony na krok. Po powrocie do domu sam przygotowywałem pokój dziecięcy. Zamiast mnie pochwalić, teściowa znowu była niezadowolona. Dla niej byłem leniem, który zamiast zarabiać pieniądze, spędził prawie cały tydzień przy żonie. Zawsze znajdowała w moich działaniach same wady. Po powrocie żony z dziećmi było mi ciężko: nie wysypiałem się, większość prac domowych spadła na mnie. Pracowałem, a to, czego nie zdążyłem zrobić, zabierałem do domu. Nie wiem, dlaczego teściowa mnie tak nie lubiła, ale codziennie psuła mi humor. Często przychodziła bez zapowiedzi lub dzwoniła z pretensjami.
Teraz rozumiem liczne dowcipy o teściowych, które opowiadają komicy. Lepiej by było, gdyby mieszkała gdzieś daleko, na zapomnianej przez Boga wsi i odwiedzała nas raz do roku. Ale kiedy codziennie mnie irytuje, to już wybaczcie.
Pewnego razu nie wytrzymałem i powiedziałem jej, co o niej myślę. Stała przez chwilę oszołomiona, a potem oświadczyła, że zrobi wszystko, by zrujnować mi życie. Nie przywiązałem do tych słów wagi, ale to był błąd.
Gdy chłopcy mieli dwa lata, teściowa zaczęła im opowiadać, że jestem złym ojcem. Dzieci jeszcze niewiele rozumiały, ale te słowa odkładały się w ich pamięci. Po kilku latach potrafili już mi się odgryźć i nie słuchać. Pamiętam, że kiedyś długo bawili się na dworze i nie mogłem ich zagonić do domu. Moje nerwy puściły, ale ich to nie przestraszyło. Weszli do domu dopiero, gdy zawołała ich mama. Jak bardzo nie próbowałem być dla nich dobrym ojcem, teściowa wszystko przedstawiała w złym świetle.
Pewnego razu poszliśmy do centrum handlowego, a jeden z chłopców chciał iść do toalety. Podszedł z tym do mamy, a nie do mnie, chociaż zawsze mówiliśmy im, że chłopcy chodzą do toalety z tatą, a dziewczynki z mamą. Ale oni sądzili inaczej.
Próbowałem ograniczyć wpływ teściowej na wnuki, ale bezskutecznie. W wieku 8 lat chłopcy w ogóle nie chcieli się ze mną liczyć. W sprawach męskich i problemach szkolnych woleli rozmawiać z mamą, a nie ze mną. Nawet babcia była dla nich ważniejsza ode mnie. Musiałem pracować po 12 godzin dziennie, więc rzadko widywałem dzieci. Każdą wolną chwilę starałem się im poświęcić. Niestety chłopcy byli już tak nakręceni przez babcię, że mój autorytet w ich oczach był stracony. Dla nich stałem się tylko wujkiem, który mieszka z nimi pod jednym dachem. Teściowa prawie osiągnęła swoje. Zostało tylko się rozwieść i już.
Jak odzyskać szacunek dzieci? Pracuję i żyję dla nich, a one uważają mnie za obcego – teściowa naprawdę się postarała. Chciałbym żyć w normalnej rodzinie, tylko bez matki żony.