Ktoś mógłby pomyśleć, że pieniądze są gwarancją trwałej rodziny. Ale w moim przypadku to właśnie przez dobra materialne najpierw rozpadła się nasza rodzina, a potem wpłynęły one również na relację z córką.
Poznałam Michała, mojego przyszłego męża, gdy oboje mieliśmy nieco ponad dwadzieścia lat. Już wtedy powiedział mi, że zostanie milionerem. Zaśmiałam się – byliśmy młodzi, beztroscy, a ja myślałam, że to tylko jego różowe marzenia.
Jak się później okazało, on wcale nie żartował. Michał należał do tych, którzy muszą mieć wszystko tak, jak sobie zaplanują. Odczułam to już na początku naszej znajomości. Nie czekał długo – oświadczył mi się pół roku po naszym poznaniu. Mówiłam, że warto jeszcze poczekać, bo chciałam od razu mieszkać osobno, a nie mieliśmy pieniędzy na własne mieszkanie. A on tylko odpowiedział: „Przecież mówiłem, że będę milionerem!”
Po kilku miesiącach pokazał mi jednopokojowe mieszkanie na obrzeżach miasta i powiedział: „To będzie nasze mieszkanie na start!” Tak zaczęło się nasze wspólne życie.
Urodziła się nasza córka, Ania. Michał bardzo dużo pracował. Nie mieszałam się w jego sprawy, widziałam tylko, że nie ma dla mnie czasu. Z mojej strony to pewnie był błąd – wycofałam się z jego codziennego życia. Wydawało mi się wtedy, że nie powinnam mu przeszkadzać, wchodzić w drogę. Dziś wiem, że to był błąd – powinnam była interesować się każdym szczegółem, pytać, być obecna, żeby wiedział, że jestem obok.
Stało się jednak tak, że Michał zauważył obok siebie zupełnie inną kobietę. Ania miała pięć lat, gdy podjął decyzję, by nas zostawić i „rozpocząć” nowy rozdział życia z nową żoną. Wtedy już mieszkaliśmy w centrum miasta. Michał zostawił nam mieszkanie i po raz kolejny podjął nieodwołalną decyzję – zniknął z naszego życia. Z Anią żyłyśmy skromnie, ale spokojnie. Wystarczało nam na podstawowe potrzeby.
Nie wyszłam za mąż po raz drugi. Skupiłam się na wychowaniu córki. Przez wiele lat nie miałam od Michała żadnych wieści. Regularnie jednak przelewał pieniądze na córkę – starczało na jej zajęcia taneczne i raz w roku na wakacje nad morzem. Dziś Ania ma osiemnaście lat. Jest przepiękna i marzy o tym, że cały świat kiedyś padnie jej do stóp.
I nagle ojciec Ani się pojawił. Zaprosił ją do restauracji, żeby porozmawiać, a ona wróciła z tego spotkania oszołomiona. Powiedziała, że tata nie ma więcej dzieci. Przeżył z nową żoną życie pełne podróży i przygód. Teraz bardzo tęskni za swoją córką i chce pomóc jej w budowaniu przyszłości. Ania powiedziała, że zaprosił ją do ich willi, żeby u niego pomieszkała. Dał jej pieniądze na kurs prawa jazdy, a wygląda na to, że kupi jej też samochód.
Rozumem wiem, że córka jest dorosła i sama może decydować, co chce robić. Ale w sercu jest mi bardzo przykro – byłam z nią w najtrudniejszych chwilach, a teraz pojawia się ojciec, który przez lata bawił się w Europie i nagle chce mi zabrać córkę! Gdzie tu sprawiedliwość?
Nic jej nie powiedziałam. Wiem, że dzisiejszy świat jest szybki, że dziewczyna musi się rozwijać, umieć wiele rzeczy, w tym prowadzić samochód. A ja nie jestem w stanie jej tego dać. Dobrze, że ojciec chce pomóc.
Ale boję się, że Ania naprawdę się do niego przeprowadzi… i całkiem o mnie zapomni. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, co wtedy ze mną będzie.