Pochodzę z pięknej wsi. Nasza wieś leży niedaleko miasta wojewódzkiego, więc szkołę kończyłam już w mieście, a potem dostałam się na studia, uczyłam się na pedagoga. Kiedyś, w czasie wakacji, przyjechałam do rodzinnej wsi i tam poznałam Andrzeja. A właściwie – nie tyle poznałam, co odkryłam, że chłopak jest moim sąsiadem. Ale ponieważ mieliśmy sześć lat różnicy, wcześniej się jakoś nie spotykaliśmy.
To był dzień urodzin mojej sąsiadki, zajrzałam do niej na chwilę, żeby złożyć życzenia, a Andrzej, jako jej kuzyn, też przyszedł. Już od pierwszego spotkania oboje zrozumieliśmy, że nie chcemy się więcej rozstawać. Zaczęliśmy się spotykać, byłam bardzo szczęśliwa.
Po kilku tygodniach zadzwoniła do mnie ta sama sąsiadka i powiedziała, że jej ciotka, czyli matka Andrzeja, jest zdecydowanie przeciwna temu, żeby jej syn się ze mną spotykał. Uznała, że jestem niewystarczająco ładna, niewystarczająco zamożna. Ale to były tylko wymówki.
Prawdziwą przyczynę zrozumiałam nieco później. Okazało się, że mojej przyszłej teściowej bardzo nie podobała się moja mama. Dawno temu, jeszcze w młodości, miały ze sobą jakiś konflikt. I matka Andrzeja przeniosła tę niechęć do mojej mamy na mnie.
Ale Andrzej był niezłomny i bardzo mnie kochał. Wzięliśmy ślub, po prostu podpisaliśmy dokumenty w urzędzie stanu cywilnego, a półtora roku później urodziła się nasza córka Alina. Matka Andrzeja była zachwycona wnuczką, ale mnie nadal nie akceptowała i przy każdej okazji pouczała mnie, jak powinnam żyć. W jej oczach zawsze byłam złą żoną i matką.
Andrzej miał tego wszystkiego dość. Kupił duży bukiet róż, które uwielbia jego matka, i pojechał do niej z tortem na poważną rozmowę. Wrócił dopiero wieczorem i był bardzo smutny. Najwyraźniej rozmowa się nie udała. Zasugerowałam, żebyśmy przeprowadzili się dalej od jego matki, żeby to wszystko mniej na niego wpływało. Andrzej prawie się zgodził, ale po tej rozmowie stał się bardzo przygnębiony.
Okazało się, że teściowa postawiła mu ultimatum. Jeśli się ze mną nie rozwiedzie, to ona się go wyrzeknie. Szczerze mówiąc, bardzo się bałam, że mąż stanie po stronie matki i rzeczywiście skończy się to rozwodem.
Andrzej później powiedział mi, że nawet przez chwilę nie brał tego pod uwagę i nigdy nie zostawi mnie ani naszej córki. Zadzwonił do matki i powiedział jej o swojej decyzji, a ona rzuciła słuchawką. Miesiąc później przeprowadziliśmy się do stolicy, gdzie kariera Andrzeja szybko nabrała tempa i w ciągu kilku pierwszych miesięcy stanęliśmy finansowo na nogi. Byłam w ciąży z drugim dzieckiem i poszłam na urlop macierzyński, a Alina poszła do przedszkola.
Nawet po narodzinach drugiego dziecka matka Andrzeja ani razu nie zadzwoniła ani nie złożyła nam życzeń. Wnuki też jej nie interesowały. Jedyne, co ją obchodziło, to udowodnienie swojej racji. Cieszymy się, że się przeprowadziliśmy i możemy unikać niespodziewanych wizyt oraz całej tej standardowej udręki, którą moja teściowa tak uwielbiała urządzać. W końcu to jest nasza rodzina.
Minęło już wiele lat, próbowałam się z nią pogodzić, ale ta kobieta nadal mnie nie akceptuje. Nie rozumiem takich ludzi jak ona. Przecież się kochamy – po co wszystko niszczyć? Andrzej sam mówi, że nie rozumie jej reakcji, ale teraz już nic nie da się zmienić. Moja mama też milczy, nie chce mówić, co się kiedyś wydarzyło.
Patrząc na swoją teściową, obiecałam sobie, że kiedy mój syn dorośnie, będę wspierać jego wybór, bo to będzie jego przyszła rodzina i nie mam prawa mu dyktować, z kim ma żyć. Gdyby wszyscy rodzice mniej ingerowali w życie swoich dzieci, byłoby im o wiele łatwiej.