Znam pewną szczególną historię. To opowieść o dwóch różnych kobiecych losach. Znam te kobiety, kiedyś były przyjaciółkami. Mama Katarzyny sprzedawała prażone nasiona słonecznika na targu, a mama Małgorzaty pracowała w banku

To bardzo szczególna historia o dwóch różnych kobiecych losach. Historia dwóch przyjaciółek, wyjątkowych kobiet. Los Katarzyny mnie zaskoczył, zmusił do refleksji. A los Małgorzaty, przepraszam, że tak mówię, okazał się taki jak u wielu! O niej będzie tylko kilka słów. A wszystko zaczęło się w połowie lat 90.

Matka Katarzyny pracowała na targu – sprzedawała warzywa. Miała też swój „biznes” – handel prażonymi nasionami słonecznika. Pamiętacie kobiety i babcie, które sprzedawały nasiona? Worek prażonych nasion i kubeczek, który z czasem stawał się coraz mniejszy i mniejszy. No, aż duzi producenci odebrali im ten „biznes”.

A mama Małgorzaty pracowała w banku, zajmowała tam dobre stanowisko, więc żyli bogaciej niż rodzina Katarzyny. Katarzyna miała też młodszego brata. Według sowieckiej tradycji – przyjaciółki nie zwracały uwagi na „nierówności” i naprawdę przyjaźniły się już od szkoły.

Kiedy Małgorzata skończyła 20 lat, zaprosiła swoich przyjaciół i znajomych do restauracji. I tam Katarzyna bardzo spodobała się mężczyźnie, który był od niej starszy o jakieś pięć lat. Mężczyzna grał w zespole muzycznym i podczas przerwy podszedł do Katarzyny, od razu przyznał, że bardzo mu się podoba, że wpadła mu w oko od pierwszego wejrzenia. Możecie sobie wyobrazić? Katarzyna zarumieniła się i speszyła, a on prawił jej mnóstwo komplementów, mówił, że piękniejszej dziewczyny jeszcze nie spotkał. A potem poprosił ją o numer telefonu.

Wszystko wydarzyło się tak niespodziewanie.

Wkrótce ten mężczyzna zadzwonił, zaprosił Katarzynę na randkę, potem kolejną. Później okazało się, że jest bratem znanego artysty. Brat stał się sławny, a on – nie. Często tak bywa. Normalna sprawa! Ale matka Katarzyny, gdy się o tym dowiedziała, bardzo chciała stać się częścią tej znanej rodziny.

A potem Małgorzata zrobiła aferę. Właściwie to od niej wtedy się wszystkiego dowiedziałam.

– Katarzynę matka wydaje za mąż bez jej zgody! – opowiadała wszystkim. – Ona go wcale nie kocha, a i on jej też nie, to przecież widać! Po prostu jest ładna.

– Jak to bez jej zgody? – zdziwiłam się wtedy.

– Tak. Trzeba jej jakoś pomóc. Przecież to nie średniowiecze! Jej matce spodobał się ten muzyk i postanowiła ich za wszelką cenę pobrać. A Katarzyna powiedziała mi, że nie czuje do niego nic. Żadnej miłości! I że nie jest na to gotowa. Ale matka ciągle na nią naciska, kłóci się z nią, byle szybciej się zgodziła!

– To przecież jej decyzja – powiedziałam.

– Stała się zupełnie przygnębiona, ostatnio jej nie poznaję!

Nie czułam potrzeby, żeby pomagać Katarzynie, a cała ta sytuacja wydała mi się dziwna. Potem Małgorzata oskarżyła mnie o obojętność wobec cudzej trudnej sytuacji.

A potem było wesele. W tej samej restauracji. Katarzyna była raz smutna, raz uśmiechnięta, raz wyglądała na zagubioną. Można było wyczuć, że wielu myślało o jednym – ślub bez miłości? Z wyrachowania? To oczywiste, że ta sprzedawczyni nasion – jej matka – wszystko zorganizowała. Wrażenie z tego wesela było dziwne. Jakby to nie było wesele, a stypa jednocześnie. A Małgorzata milczała, choć tak bardzo chciała wykrzyczeć to wszystkim gościom.

A sama Małgorzata dwa razy wychodziła za mąż, bardzo kochała. Brała oficjalne śluby i miała dwa wesela. Były też nieformalne związki, tzw. związki partnerskie, ale również z miłości. Nie wiem, jak teraz wygląda jej życie, ale parę lat temu powiedziała mi:

– Nie ma żadnej miłości na tym świecie. W ogóle. Przekonałam się o tym na własnej skórze.

Nie chciałam z nią rozmawiać o jej problemach, żeby jej nie smucić. Nie wspomniałam też przy niej o Katarzynie. Bo zarówno ona, jak i ja – obie wiemy, że parę lat po ślubie Katarzyna bardzo pokochała swojego męża, tak bardzo, że sama się tego nie spodziewała. On był wspaniałym człowiekiem, robił wszystko dla swojej żony, otoczył ją troską i prawdziwą miłością, wspierał ją we wszystkim. A potem pokochał ją jeszcze mocniej. Mają troje dzieci. Żyją spokojnie i w zgodzie. Katarzyna jest szczęśliwa od dawna.

A Małgorzata… nadal jest samotna, rozczarowana, a to rozczarowanie rozlało się też na inne sfery jej życia. Nic jej nie cieszy. Ale poczułam, że nie traci nadziei. I to dobrze. Bo ostatnią rzeczą, jaką można stracić, jest nadzieja. To ona odchodzi na końcu, po wierze i miłości. Trzeba jej strzec. Bo bez niej naprawdę trudno odnaleźć szczęście w życiu.