Mój mąż miał matkę – moją teściową. Tu mogłabym zakończyć swoją opowieść, ale opowiem dalej.
Wróciłam z pracy półżywa, bez sił i najmniejszej ochoty, żeby smażyć mężowi kotlety po kijowsku, które tak uwielbia. I nagle dzwoni telefon. Mąż jak strzała rzuca się, by go odebrać:
– Mamo, nie, jeszcze nic nie jadłem, właśnie wróciła, ale chyba nie zamierza nic gotować. Kolacja u ciebie? Dobra, już lecę!
Ledwo się trzymam, a krew zaczyna mi pulsować w uszach. On uśmiecha się szeroko i radośnie zaprasza mnie, bym poszła z nim do jego mamusi, która zrobiła kotleciki i czeka na swojego synusia. Milczę. Jemu wydaje się, że po prostu chcę wysłuchać go do końca, więc zaczyna wymieniać wszystkie przysmaki, które jego mama dla niego przygotowała.
Jak byście zareagowały?
- Przyłożyć mężowi w twarz.
- Oblać „komplementami” całą jego rodzinkę.
- Wygłosić mu wykład o tym, że nie powinno się jeść tak późno, zwłaszcza kotletów.
Ja zdecydowałam się jednak pójść. Żeby teściowa nie cieszyła się, że zostałam sama i pokrzywdzona. To byłby dla niej luksus, na jaki nie mogłam pozwolić.
Poza tym nie zapominajmy – czas, który twój mąż spędza z mamusią, jest wprost proporcjonalny do ilości obrzydliwości i obelg, które ona zdąży wypowiedzieć pod twoim adresem!
Poszłam tak z dziesięć razy, po czym podjęłam decyzję o rozwodzie.
Jak mnie teściowa błagała, żebym została! Oczywiście, trudno było się pozbyć synusia i mamusi, ale dałam radę.
Teraz z drugim mężem gotujemy na zmianę.