Latem planowaliśmy wyjazd, ale mama mojego męża ogłosiła, że wychodzi za mąż. Dlatego pieniądze, które mieliśmy przeznaczyć na podróż, mój mąż oddał jej na wesele. A ja nie rozumiem, po co pięćdziesięcioletniej kobiecie wystawne wesele

Moja teściowa nie przestaje mnie zaskakiwać – niedawno ogłosiła, że wychodzi za mąż… już po raz trzeci. Przekonuje nas, że tym razem to już na zawsze.

Od pierwszego męża odeszła sama. Poślubiła drugiego, urodziła dwie córki, ale on od niej uciekł, choć do pełnoletności córek pomagał finansowo. Teraz siostry mojego męża są studentkami i nie mają jeszcze możliwości wspierać matki.

Więc jedyną osobą, na którą teściowa może liczyć, jest jej najstarszy syn – czyli mój mąż.

— Jesteś moją jedyną nadzieją i podporą! – powtarza mu nieustannie.

Mój mąż jest świetnym specjalistą w dużej firmie i dobrze zarabia. Ma trzydzieści lat, jego matka pięćdziesiąt – i najwyraźniej uważa, że syn ma obowiązek jej pomagać, mimo że sam ma własną rodzinę i zobowiązania wobec niej – w końcu mamy dwoje dzieci.

Pomagać mamie trzeba było, chcąc nie chcąc. Byłoby to zrozumiałe, gdyby naprawdę potrzebowała pomocy – gdyby nie miała co jeść. Ale na co szły te pieniądze? Na remonty w jej mieszkaniu, na futro, które kupił jej syn, na sprzęt i nowy telefon – żeby mogła się pochwalić przed koleżankami.

A teraz teściowa jest przekonana, że się zakochała.

Jej narzeczony to mężczyzna w jej wieku, z dość niejasną przeszłością. Był dwukrotnie żonaty, ma dzieci tu i tam, przez lata uchylał się od płacenia alimentów. Słowem – kandydat niezbyt obiecujący.

Ale teściowa go broni: „Po co wspominać przeszłość? Teraz jest dobrym człowiekiem i będzie moim mężem na całe życie”.

Może nawet nie mielibyśmy nic przeciwko temu małżeństwu, gdyby nie fakt, że teściowa chce zorganizować wesele z wielką pompą – na sto osób, od najbliższej rodziny po dalekich znajomych. Chce, by wszyscy się bawili! Wesele planują na wrzesień.

Nie rozumiem, po co jej wesele w wieku pięćdziesięciu lat.

Niechby już nawet robiła wystawną uroczystość – ale dlaczego uznała, że większość kosztów powinien pokryć mój mąż?

Kiedy spojrzałam na kosztorys wesela, o mało nie zemdlałam – my wydaliśmy na nasze wesele o wiele mniej!

Zaczęłam się oburzać: jaka uroczystość, jaka panna młoda w wieku 50 lat? Po co zabierać pieniądze wnukom na własne zachcianki? Przecież tak czekaliśmy na ten urlop, oszczędzaliśmy cały rok!

Ale teściowa nawet nie chciała słuchać. Jest przekonana, że syn ma obowiązek jej pomóc:

— Nie zubożejecie, jeśli pomożecie mamie, wam też jeszcze coś zostanie. A ja już więcej nie będę was o nic prosić – po ślubie to mój mąż będzie mnie utrzymywał!

Tylko że ja nie jestem pewna, czy rzeczywiście będzie ją utrzymywał, skoro narzeczona prosi syna o pieniądze na własne wesele.

Teściowej nie obchodzi nawet to, że wszyscy wokół się z niej śmieją. Mówi tylko:

— Niech się śmieją, byle nie płakali! Zobaczymy, co powiedzą, jak przyjdą na nasze wesele. Będą nam zazdrościć!

Więc wygląda na to, że cała ta impreza ma służyć jedynie temu, by pokazać się przed rodziną i znajomymi.

Ale dlaczego na koszt mojego męża?

Jednym słowem, tak długo naciskała na męża, że w końcu oddał jej pieniądze, które odkładaliśmy na wakacje. Uznał, że „i tak przez światowe problemy nigdzie nie pojedziemy”.

A ja wiem, że to wszystko wynika tylko z kaprysów jego matki.

Bardzo mi się to nie podoba, chociaż nawet moi rodzice bronią teściowej i mówią, że powinniśmy jej pomóc.

Ale ja się z tym nie zgadzam.

Czy naprawdę normalne jest urządzanie sobie wystawnego wesela po 50. roku życia?