Kiedy żyjesz z kimś, starasz się mu ufać. Ale niektórzy ludzie bez skrupułów wykorzystują cudzą naiwność. Tak stało się i ze mną – mój mąż okazał się kimś zupełnie innym, niż sądziłam. A prawda wyszła na jaw zupełnie przypadkowo. Firma, w której pracował mój mąż, rozpadła się trzy lata temu. Jego koledzy natychmiast zaczęli szukać nowej pracy i wkrótce ją znaleźli. Wszyscy, oprócz mojego męża.
Piotr przeglądał tysiące ofert pracy, niemal każdego ranka wychodził na rozmowy kwalifikacyjne, a wieczorem wracał – przygnębiony. Było mi go bardzo żal. No cóż, biedakowi się nie powodzi. Jest dobrym specjalistą. Jego poprzedni szef nie mógł się go nachwalić. Na każde święto wypisywał mu premie. A tu nie ma szczęścia.
Dobrze chociaż, że ja dobrze zarabiam. Wystarcza nam na życie. Piotra również starałam się nie ograniczać. Nie powinien przecież prosić mnie o każdą złotówkę. Na kawę czy bilet miesięczny. Co miesiąc przelewałam mu na konto całkiem sporą sumę. Na początku próbował odmawiać, mówił, że to dla niego niezręczne. Ale ja i tak nadal go finansowałam.
Chciałam, żeby mój mąż był nie tylko żywicielem rodziny, ale także szczęśliwym człowiekiem. Nawet nie miałam nic przeciwko temu, że wieczorami, po kolejnej nieudanej rozmowie kwalifikacyjnej, siadał przed telewizorem. Niech odpocznie. W domu sama mogłam posprzątać i pozmywać naczynia.
Oczywiście Piotr czuł się winny. Ciągle nazywał siebie nieudacznikiem. Twierdził, że lepiej by było, gdybym wyszła za kogoś bardziej sukcesywnego i perspektywicznego. Jak bardzo bolało mnie to słyszeć! Pocieszałam go, jak umiałam. Chociaż czasami miałam mieszane uczucia. Niby dorosły mężczyzna, a zachowuje się jak dziecko. Nikt mnie przecież siłą do niego nie zmuszał.
Jednym słowem, nawet nie mogłam sobie wyobrazić, że mój wrażliwy i nie do końca zaradny Piotr – przez cały ten czas mnie okłamywał. Pewnego dnia wróciłam do domu z pracy wcześniej, ale nic mu nie powiedziałam. Miał być akurat na bardzo ważnej rozmowie kwalifikacyjnej, więc postanowiłam zrobić mu niespodziankę i ugotować jego ulubione dania.
Podchodząc do naszego domu, ze zdziwieniem zauważyłam, że okna są otwarte. Zaglądając do pokoju, zobaczyłam, że mój mąż, który zaledwie pięć minut wcześniej powiedział mi przez telefon, że siedzi w poczekalni, spokojnie leżał na kanapie w salonie. Byłam nieprzyjemnie zaskoczona.
Ale Piotr znalazł wytłumaczenie. Powiedział, że źle się poczuł i dlatego postanowił wrócić do domu. A nie powiedział mi o tym, bo nie chciał mnie martwić.
Uwierzyłam mu i wszystko wróciło do normy – kolejne rozmowy kwalifikacyjne i kolejne porażki.
Prawda wyszła na jaw w piękny wiosenny dzień. Kiedy przyszłam do domu, ku swojemu zdziwieniu odkryłam, że nie mogę otworzyć drzwi. Coś stało się z zamkiem. Żeby nie spędzić nocy na ulicy, musiałam pilnie wezwać ślusarza. Postanowiłam pójść do pobliskiej kawiarni, gdzie zazwyczaj lubił przesiadywać nasz sąsiad – złota rączka.
Ale kiedy weszłam do kawiarni, zobaczyłam tam mojego męża, który w hałaśliwym towarzystwie beztrosko spędzał czas. Okazało się, że mój Piotr nawet nie myślał o szukaniu pracy. Przez te wszystkie lata, podczas gdy ja utrzymywałam naszą rodzinę, on włóczył się po mieście, przepuszczał moje pieniądze w barach, oglądał filmy i spał.
Oczywiście Piotr ponownie próbował mnie przepraszać. Ale tym razem nie uwierzyłam w ani jedno jego słowo.
Przez kilka miesięcy mieszkaliśmy osobno. Powiedziałam mężowi, że wrócę do niego tylko wtedy, gdy znajdzie pracę.
Piotr wrócił do mnie po trzech miesiącach – i znalazł pracę.
Ot, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.